"Super Express": - Jak samopoczucie po wydarzeniu, do którego tak długo trzeba było się przygotowywać?
Przemysław Saleta: - Bardzo dobre, choć nie ukrywam, że parę części ciała mnie boli.
- Oglądałeś już walkę na spokojnie?
- Tak. W telewizji widać, że każdy mógł wygrać. A w ringu po trzeciej rundzie miałem wrażenie, że kontroluję walkę. Byłem przygotowany na 10 rund wojny i byłem pewien, że przyjdzie moment, kiedy Andrzeja przełamię.
- Jak się czuje człowiek, który zakończył karierę wielkiego Andrzeja Gołoty?
- Nie chciałbym komentować tego, czy Gołota powinien zakończyć karierę. To jego decyzja. Boks kosztował Andrzeja więcej zdrowia niż mnie. W 2013 roku "materiał wyjściowy" był lepszy u mnie.
- Gdzie wybierasz się teraz na wakacje?
- Teraz będę... pracował, bo przez najbliższe dwa tygodnie muszę nadrobić zaległości, których się narobiło w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Muszę zrobić też USG, bo na początku 6. rundy uszkodziłem prawy bark. Na wakacje polecę pod koniec marca lub na początku kwietnia.
- Czujesz jeszcze ciosy Gołoty?
- Czuję, ale niedużo przyjąłem ciosów "na sztywny kark". Było sporo obcierek, uderzeń zamortyzowanych unikiem czy ruchem głowy, więc nie bardzo je odczuwałem. Dziś boli mnie bark, łokcie, szczęka od przyjętych ciosów i mam podbite oko. Taki jest bilans zdrowotny.
- Jak chciałbyś, by zapamiętali cię kibice?
- Często się mówi, że pięściarz jest tyle wart, ile jego ostatnia walka. Dlatego mam nadzieję, że serce, wola walki i tempo walki, które pokazaliśmy z Gołotą, pozostanie w pamięci kibiców.
- Boli cię trochę, że ludzie mówią, że bardziej przegrał Gołota, niż wygrał Saleta?
- Ludzie mówią różne rzeczy, nigdy nie było na świecie kogoś, kto uszczęśliwił wszystkich. Najważniejsze to uszczęśliwiać siebie i swoich bliskich, a ja to zrobiłem.