Izuagbe Ugonoh: Zawsze będę WRACAŁ do Polski [GALERIA]

2015-08-12 14:35

Kiedy w styczniu 2014 r. Izuagbe Ugonoh (29 l., 13-0, 10 k.o.) wyjeżdżał z Polski, żeby trenować w Las Vegas, ważył 91 kg. Od tego czasu stoczył cztery zwycięskie walki w Nowej Zelandii. Obecnie waży... 106 kg i bije tak mocno, że jego ostatni nokaut nad Williamem Quarrie robi furorę w internecie. - Ciężka praca procentuje - mówi nam Izu.

- Zaskoczyły cię afrykańskie upały w Polsce?

- Nie, można powiedzieć, że zamówiłem taką pogodę.

- Gratulacje. O twoim nokaucie pisały wszystkie media, nie tylko sportowe. Miliony wyświetleń, wszędzie twoje nazwisko. Jakie to uczucie?

- Bardzo fajne. To uczucie spełnienia. Ciężka praca przynosi efekty. Ta walka mogła przejść niezauważona, a jednak wydarzyło się coś takiego.

- Możesz porównać amerykańskie treningi do tych w Polsce?

- Nie da się. To skomplikowany system. Pewnie praca z innym trenerem wyglądałaby tutaj zupełnie inaczej. Trzeba znaleźć właściwą dla siebie osobę, której można zaufać. Jestem zadowolony ze współpracy. Trener zapowiedział pewne rzeczy na początku roku i dziś to wszystko się dzieje.

- Czyli żadnych zmian?

- Absolutnie nie. Mam zaplanowaną kolejną walkę na 15 października, rywal będzie mocniejszy, może powalczymy o jakiś regionalny pas. Są możliwości innych występów, ale trzymamy się planu. Mam teraz wakacje, odwracam myśli od boksu. Osiem miesięcy nie byłem w domu, z dala od rodziny i przyjaciół. Treningi są cięższe, kiedy nie ma ich w pobliżu. Nad morzem, w Trójmieście jest mój dom, zawsze będę tu wracał.

- Spędzasz prawie cały rok poza domem, za którym tęsknisz. Miałeś kryzys?

- Oczywiście. To nieodłączny element sukcesu. Człowiek ciężko pracuje i czasem efekty przychodzą, gdy się ich nie spodziewamy, trzeba cierpliwie czekać i zachować wiarę. Jest łatwiej, kiedy ma się wokoło rodzinę i przyjaciół. Gdy jesteś sam, jest dużo gorzej. Dzięki przezwyciężaniu kryzysów jestem lepszym sportowcem i  człowiekiem, dużo silniejszym psychicznie, a to będzie ważne, kiedy powalczę o najważniejsze cele.

- Na początku 2014 roku wyjeżdżałeś jako bokser kategorii cruiser (do 90,7 kg), teraz ważysz 106 kilogramów i jesteś prawdziwym pięściarzem wagi ciężkiej. Jak do tego doszedłeś?

- Nie zrobiłem tego w 2-3 miesiące, tylko w półtora roku. Stopniowo masy przybywało i mam taką samą sylwetkę jak wtedy, tylko 15 kilo więcej. Nie sądziłem, że to będzie możliwe. Jestem bardzo zadowolony. Ciężka praca, czas i odpowiednia dieta. Nie planowałem tych 106 kilogramów, ale trening jest intensywny, a potem jestem głodny...

- Trenujesz z Josephem Parkerem (23 l., 15-0, 13 k.o.) uznawanym za jeden z największych talentów na świecie.

- To prawda. Od 11 miesięcy mieszkamy razem, jest dla mnie jak brat. Może to on ma najszybsze ręce w wadze ciężkiej. Fajny chłopak, cieszę się, że sobie pomagamy i razem trenujemy.

- Mieliście ciekawe propozycje w ostatnim czasie?

- Chisora był przymierzany do Parkera na ostatnią walkę, było wiele rozmów poza wiedzą mediów i kibiców. Cały czas trenuję, żeby być gotowy, gdy pojawi się szansa. Jestem o to spokojny.

- Miałeś propozycję walki na Polsat Boxing Night?

- Przyznaję się, były rozmowy o mojej walce z Mariuszem Wachem, ale czasowo nam nie pasowało. Mamy swój plan. Kolejna walka też będzie zakontraktowana na 10 rund, nie ma znaczenia, czy kończę już w drugiej rundzie, jestem gotowy na cały dystans.

- Jak się zapatrujesz na walki z innymi Polakami? Są Szpilka, Adamek, Wach, Rekowski, Wawrzyk...

- Nie mam takich ambicji. Zawsze staram się oglądać walki Polaków, kibicuję im. Nie ma złych emocji między nami, raczej się lubimy, ale wiem, jaki to sport i może kiedyś się z nimi zmierzę. Jak mój sztab podejmie taką decyzję, to będę walczył z Polakami. Robimy to wszystko dla kibiców i prędzej później do tego dojdzie.

Najnowsze