"Super Express": - Co pani czuła, kiedy Krzysiek padł na deski w 6. rundzie i długo się nie podnosił?
Karolina Głowacka: - Nie umiem powiedzieć. Nie wiem, jak znalazłam się nagle parę metrów dalej. Na szczęście miałam wtedy wokół siebie wspaniałych ludzi, nie pozwolili mi myśleć, że zdarzy się coś złego.
Tak Krzysztof Głowacki zostawał mistrzem świata [ZDJĘCIA]
- Nie zwątpiła pani?
- Nie, on się nie poddał i ja też nie, cały czas wierzyłam w zwycięstwo. Ja zawsze wiedziałam, że on będzie legendą boksu. Dla mnie nic się nie zmieniło, po prostu teraz cały świat się o tym dowiedział.
- Krzysiek podbił serca kibiców w USA, ale Ameryka mu się nie podoba. Przyznał, że promotorzy i przyjaciel Artur Szpilka już zaczęli namawiać go na wyjazd. Co pani na to?
- To będzie nasza wspólna decyzja. Priorytetem jest teraz kariera Krzyśka. Jeżeli będzie trzeba, polecimy razem do Stanów. Zadecydujemy we trójkę z córeczką, ale on ma na nią większy wpływ, więc pewnie będzie 2-1. Na pewno nie puszczę go samego. Zbyt wiele lat mieszkamy praktycznie osobno, ja w Wałczu, on w Warszawie. Dłużej tak być nie może.
- Jak zmieni się teraz wasze życie?
- Mam nadzieję, że prywatnie bardzo się nie zmieni. Oczywiście Krzysiek będzie teraz bardziej rozpoznawalny. Z całego serca życzę mu dalszych sukcesów, on na to wszystko zasługuje. Żadna walka go nie zmieniła. On spełnia w ringu nasze wspólne marzenia, ale zawsze pozostaje sobą.
- Jak wyglądało wspólne oglądanie walki w Wałczu?
- Cudowna atmosfera. Była strefa kibica, a w niej mnóstwo ludzi. Oglądaliśmy walkę na dwóch wielkich telebimach. Wszyscy byli tam dla Krzyśka. Nie wiem, czy były jakieś zawały serca, nie mogłam się rozglądać na boki.