"Super Express": - Pierwszy raz jesteś w Brazylii?
Karolina Kowalkiewicz: - Tak i nie ukrywam, że cieszę się nie tylko na myśl o walce, ale też z tej wycieczki. Nie będzie jednak czasu, by pozwiedzać, bo od razu po walce wracam do Polski, do rodziny.
- Ile razy oglądałaś dwa przegrane pojedynki Claudii z Joanną Jędrzejczyk?
- Tylko wtedy, gdy walczyły ze sobą. Walki moich kolejnych rywalek oglądam w ostatnim tygodniu przed walką. Nie zaprzątam tym sobie głowy, bo mam ogromne zaufanie do trenerów, którzy analizowali pojedynki Gadelhi i na pewno ułożyli mi odpowiednią taktykę.
- Po pierwszej konferencji prasowej kibice komentowali głównie... waszą urodę. Chcesz im udowodnić, że nie tylko pięknie wyglądasz, ale też mocno bijesz?
- Nie muszę już tego udowadniać, bo jestem numerem dwa w tej wadze, a ostatnio walczyłam o pas. Wiadomo, lubię, gdy ktoś doceni mnie nie tylko jako sportowca, ale też jako kobietę. To bardzo miłe.
- Zwyciężczyni znowu stanie do walki o pas z Jędrzejczyk.
- Wciąż trochę mnie boli ta porażka z Aśką, bo niewiele zabrakło, by zdobyć pas. Staram się jednak o tym nie myśleć, tylko skupiam się na najbliższym pojedynku.
- Gdy patrzysz wstecz, spodziewałaś się, że w ciągu 5 lat od zawodowego debiutu w MMA tak szybko dojdziesz na szczyt?
- Gdy zaczynałam walczyć w MMA, bardzo dużo osób mówiło mi, żebym odpuściła, że jestem za stara i lepiej by było, żebym znalazła porządną pracę, bo zamiast zarabiać, tylko dokładałam. Na szczęście lata wyrzeczeń i ciężkiej pracy teraz zaowocowały.
- Jaki przewidujesz scenariusz na sobotnią walkę?
- Mam ich kilka, ale zawsze kończą się tak samo - sędzia podnosi moją rękę, a Claudia stoi smutna.