Dopiero przed kilkoma dniami wyszło na jaw, że po rywalizacji Krzysztofa Głowackiego z Richardem Riakporhe, która odbyła się w styczniu 2023 roku, w organizmie polskiego pięściarza wykryto boldenon. To steryd nowej generacji mający na celu lepsze dotlenienie mięśni i zwiększenie siły. Głowacki został zdyskwalifikowany na cztery lata, ale obecnie kara jest obecnie symboliczna, bo zawodnik przeszedł do MMA, gdzie taka dyskwalifikacja po prostu nie działa. Niemniej Głowacki zapewnia, że żadnego środka dopingowego nigdy świadomie nie przyjął.
Głowacki tłumaczy się z wpadki
- Oczywiście, że nie stosowałem dopingu. Jakbym mógł? Nie byłbym sobą, gdybym to zrobił - powiedział Głowacki w pierwszym wywiadzie po aferze. Mistrz świata w rozmowie z TVP Sport zdradził, że był namawiany do przyznania się do stosowania środków zakazanych. - Przyznaj się, że brałeś. Przyznaj się. Grożą ci cztery lata, ale jak się przyznasz, to dostaniesz dwa lata. Ale ja mówię: do czego mam się przyznać? - powiedział pięściarz.
Rozmowy z Brytyjską Agencją Antydopingową miały nie wnosić niczego i Głowacki twierdzi, że był jedynie namawiany do przyznania się do winy. Jednocześnie w rozmowie zdecydował się wyjawić brutalną prawdę o pięściarskim świecie. - Z całej sytuacji mogę wyciągnąć jeden pozytywny wniosek. Myślę, że dalej tkwił bym w tym boksie, gdzie są tylko układy, układziki. Promotorzy rządzą, a pięściarze są marionetkami - podsumował Głowacki.