Przed pierwszą galą GROMDA było wiele znaków zapytania, ale finalnie wszystko przebiegło po myśli organizatorów. Nie zabrakło krwi, nokautów i efektownych walk. O swoich wrażeniach tuż po gali opowiedział nam Mateusz Borek:
- Wypływaliśmy trochę jak Vasco da Gama czy Magellan na nieznane wody. Mamy duże doświadczenie w sportach walki, ale było mnóstwo znaków zapytania i niewiadomych. Począwszy od selekcji zawodników, przez niepewność czy ktoś w ostatniej chwili się nie wycofa, koncepcję scenograficzno-muzyczną, na promocji kończąc. To było niełatwe. Są ludzie, którzy patrzą z sympatią, że coś chce ci się w życiu zrobić, ale są też tacy, którzy jeszcze tego nie zobaczyli i już mówili, że to jest jeden most za daleko i Borek rozmienia swoje nazwisko. Podchodzę do tego inaczej. Wydaje mi się, że życie polega na tym, żeby robić to, co cię kręci. Szukać kolejnych wyzwań, sprawdzać się. Jeśli w swoim życiu skomentowałem 4 tysiące meczów, ktoś mnie może cenić jako komentatora albo nie, ale ja już sobie nie muszę udowadniać tego, ze jestem w stanie mecz numer 4152 - powiedział nam Mateusz Borek.
OCIEKAJĄCE SEKSEM kobiety i KRWAWE walki. Oficjalna zapowiedź GROMDA fight club [WIDEO]
Duże zainteresowanie wzbudziła szczególnie sceneria, w jakiej odbywała się gala. Studio telewizyjne zostało zaaranżowane na nowojorski Brooklyn. - Pierwotna koncepcja była taka, że chcieliśmy zrobić to w lokalu z publicznością, ale pandemia zmusiła nas do weryfikacji scenariusza produkcyjnego. Dlatego "wybudowaliśmy" Brooklyn. Pewne rzeczy były przerysowane. Momentami było jak w Sin City, ale to był celowy zabieg. Czy następna impreza będzie w takiej samej scenerii? Nie wiem. Być może powrót publiczności zdeterminuje inny sposób pokazania tego eventu - powiedział Borek.
GROMDA: Brutalny nokaut! Zawodnik wyniesiony na noszach [WIDEO]
Zwycięzcą pierwszą edycji GROMDA został Krystian "Tyson" Kuźma, który udowodnił, że jego pseudonim nie jest przypadkowy. Zawodnik z Torunia znokautował trzech rywali, a w finale okazał się lepszy od Michała Bładziewicza: - "Tysona" polecił nam Artur Szpilka. Gwarantował, że charakterny chłopak i będzie się dobrze bił. Artur się nie pomylił, a finał wyjątkowo mi się podobał. Myślę, że przez te 6 minut w finale Krystian nauczył się więcej niż przez 100 treningów - opowiadał Borek, który dodał: - Nie chcę mówić górnolotnych słów, że uda nam się wszystkich zresocjalizować. Natomiast my, jako społeczeństwo bardzo często jesteśmy zero-jedynkowi. Nie każdy miał normalne dzieciństwo, nie każdy jest z dobrego domu. Czasami ludzie zaczynają przebijać się w życiu, robiąc rzeczy głupie. Wierzę, ze do tej organizacji będą się zgłaszać chłopcy, którzy za chwilę będą się woleli pobić w ringu, a nie na ulicy, by otworzyć sobie inne funkcjonowanie. Będziemy im się przyglądać - podsumował szef MB Promotions.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj