Z propozycją wyjść miał Mayweather. Amerykanin, nad którym grozi widmo bankructwa po nieopłaceniu 22 milionów dolarów zaległych podatków, zaproponował McGregorowi rewanż. Był na tyle zdesperowany, że do pojedynku dojść miałoby nie na ringu, ale w oktagonie. W formule MMA.
- Mayweather musi mieć naprawdę duże problemy finansowe i liczy, że walka ze mną zmieni jego życie. Kiedy byliśmy sami, on zaproponował, że za kilka miesięcy stoczymy rewanż na zasadach MMA. Nie wierzę w to, bo Mayweather to tchórz i nigdy by się nie zdecydował na prawdziwą walkę. Problem w tym, że ja nie potrzebuję tak desperacko dużych pieniędzy jak on. Po prostu go znokautuję i pójdę dalej swoją drogą. Po tym jak go znokautuję, Floyd nie będzie nawet myślał o rewanżu - stwierdził Irlandczyk.
Byłby hit? Mayweather, absolutny bokserski mistrz defensywy, uciekający przed McGregorem po klatce, szukający sposobu na założeniu dźwigni Irlandczykowi?
Cóż, hit gwarantowany. Ale jakoś trudno nam to sobie wyobrazić. Zwłaszcza, gdy spojrzymy, cytując "The Notoriousa", na te chude nóżki Amerykanina.