W sobotni wieczór kibice boksu w Polsce mieli wiele powodów do radości. Polskie sukcesy rozpoczęła Laura Grzyb, która wygrała z Marią Cecchi i została mistrzynią Europy. W jej ślady trochę później poszedł Michał Cieślak. Były pretendent do mistrzostwa świata w wadze junior ciężkiej pokonał Dylana Bregeona i zdobył mistrzostwo Europy. Wisienką na torcie podczas gali w Rzeszowie była walka wieczoru, którą już w 1. rundzie skończył Łukasz Różański. 37-latek zdemolował Alena Babicia i został mistrzem świata WBC w wadze bridger. Kibice oszaleli ze szczęścia, a długa sobotnia noc przyniosła jeszcze jeden powód do świętowania. Na gali w USA Fiodor Czerkaszyn odniósł kolejne zwycięstwo, pokonując przed czasem Eliasa Espadasa.
Nie tylko Różański świętował w sobotę. Czerkaszyn wygrał w USA
27-letni pięściarz grupy KnockOut Promotions od początku przejął inicjatywę i kontrolował wydarzenia w ringu. Czerkaszyn świetnie pracował ciosami lewą rękę na wątrobę i miał wyraźną przewagę, jednak kilkukrotnie nadział się na kontry rywala. Urodzony w Charkowie zawodnik starał się umiejętnie odskakiwać i klinczować, przez co nie dawał Espadasowi szans na złapanie wiatru w żagle. Dzieła zniszczenia dopełnił w 9. rundzie, kiedy zmusił sędziego do przerwania walki po trzech potężnych ciosach na wątrobę.
Arbiter Mike Ortega skończył walkę 55 sekund przed końcem 9. rundy. Meksykanin nie mógł pogodzić się z tą decyzją, ale była ona ostateczna. Niemal na pewno i tak przegrywał on na punkty, więc jego jedyną nadzieją byłby nokaut, ale sędzia postanowił wkroczyć do akcji. Dla Czerkaszyna było to trzecie zwycięstwo w Stanach Zjednoczonych i 22. w karierze. Czternaście z walk kończył przed czasem i pnie się coraz wyżej w światowej hierarchii.