Gołota w Wiśle zameldował się w niedzielę i zostanie tu do czwartku. Słynny bokser specjalnie wybrał to spokojne miasto na miejsce swoich ostatnich przygotowań przed walką z Adamkiem.
Na jeden ze spacerów wybrał się razem z reporterami "Super Expressu".
- Z tym spokojem w Wiśle to nie przesadzaj. Co chwilę ktoś podchodzi, prosi o zdjęcie czy autograf - śmieje się Gołota. - Aż mnie ręka boli od autografów, ale w sumie to przyjemne. Podchodzą nawet dzieciaki. Przecież one nie mogą pamiętać moich największych walk...
O autografy proszą wszyscy, bez względu na wiek. Gołota nikomu nie odmawia. Cierpliwie pozuje do zdjęć, wygłupia się, śmieje.
- Jak na wakacjach - rzuca w pewnym momencie.
Wakacje kończą się jednak błyskawicznie. Bokser trenuje dwa razy dziennie, pod czujnym okiem trenera Sama Colonny i masażysty Leszka Samitowskiego. Biega też po górach i chodzi na długie spacery po Wiśle i okolicach.
Te spacery to jego specjalność: taką samą trasą chodził w 1983 roku, kiedy był w Wiśle na pierwszym obozie przygotowawczym, jeszcze jako junior.
- Wiele się tu nie zmieniło, góry te same, powietrze to samo, klimat ten sam, rzeka ta sama. Tylko Gołota się zestarzał troszkę - stwierdza filozoficznie. Jednak po sekundzie znów się śmieje i wygłupia. Nagle na jego prywatny, ściśle tajny numer (znany ledwie przez garstkę najbliższych) przychodzi SMS. Bokser momentalnie wyciąga telefon, żeby sprawdzić. Po chwili czyta na głos: "Twój numer został wylosowany i ma wielką szansę na zwycięstwo w konkursie. Wyślij SMS-a o treści POLO, żeby wziąć udział w losowaniu nowego Volkswagena Polo".
- A, pieprzyć to! Ja chcę wygrać walkę, a nie jakiegoś polo! - woła ze śmiechem.
Od ucha do ucha uśmiecha się też, gdy dowiaduje się, że prosto z Wisły jedziemy do Gilowic, odwiedzić Tomasza Adamka. - To przekażcie mu to ode mnie - mówi, pokazując w wymownym geście zaciśniętą pięść. - Albo nie, sam mu to przekażę. W sobotę...