Ten bokser wagi ciężkiej, który w piątek w Żyrardowie zmierzy się z Brazylijczykiem Nascimento (37 l., 22-14, 19 k.o.), wciąż łączy treningi z pracą.
W czasach amatorskich na zgrupowaniach reprezentacji Ukrainy trenował z Oleksandrem Usykiem i Wasylem Łomaczenką. Ale nie miał takiego talentu jak ci mistrzowie świata i zrezygnował z boksu, przyjechał za chlebem do Polski.
- Najpierw pracowałem w cegielni, robota była tak ciężka, że po dwóch miesiącach nie mogłem zacisnąć dłoni. Następnie zatrudniłem się na budowie. Wtedy jeden z kolegów poznał mnie z trenerem Dariuszem Mrozem i tak wróciłem do boksu. Oczywiście nadal musiałem pracować - mówi "Super Expressowi" Werwejko, który w ubiegłym roku dorabiał przy budowie II linii metra w Warszawie jako pomocnik elektryka, a obecnie jest ochroniarzem w jednej ze stołecznych dyskotek.
Na Ukrainie, w Ługańsku, została rodzina Siergieja - jego matka, siostra, żona i 3,5-letnia córeczka.
- Mają problemy z uzyskaniem wizy, przez to ostatni raz córeczkę widziałem w ubiegłym roku tylko przez 20 dni - smuci się Werwejko, który stara się o kartę stałego pobytu w Polsce.
W sobotę stanie przed najpoważniejszym wyzwaniem w karierze. Jego rywalem będzie Nascimento, który w maju po zaciętym pojedynku przegrał na punkty z Mariuszem Wachem. - Jestem bardzo zmotywowany, bo walczę dla rodziny. Wierzę, że kiedyś ściągnę ją do Polski, a sukcesy w boksie mogą mi w tym pomóc - nie traci nadziei Werwejko.