Holyfield był bardzo bliski dwóch historycznych osiągnięć - zdobycia mistrzostwa świata wagi ciężkiej jako najstarszy bokser w dziejach (poprzedni rekord należał do 45-letniego Foremana) i uczynienia tego po raz piąty. Amerykanin genialnie rozwiązał ten pojedynek taktycznie, atakując z doskoków, zmuszając rosyjskiego dinozaura (213 cm wzrostu, 141 kg) do ataków. Przeważnie były one bezskuteczne i po końcowym gongu 13 tysięcy kibiców w Hallenstadion w Zurychu było przekonanych, że Holyfield wygrał. Sędziowie ocenili to jednak inaczej.
- To najgorszy werdykt sędziowski, jaki widziałem w życiu - mówi Nick Charles (62 l.), amerykański dziennikarz, który komentował walkę w telewizji ShowTime.
Nick Charles chyba niewiele w życiu widział, bo w ostatnich latach takich i większych sędziowskich skandali były setki. Ten był tylko małym oszustwem, w pojedynku padło bardzo mało ciosów.
Trener Holyfielda Thomas Brooks nie owijał w bawełnę:
- Łopatę nazywam łopatą, wygraliśmy ten pojedynek - mówił.
Sam Holyfield, który ma dziewięcioro nieślubnych dzieci, a w ringu wystąpił w spodenkach z cytatem z Biblii "Pan mówi, a Jego słowa uzdrawiają" (Psalm 107:20), stwierdził: "Oczywiście, że jestem rozczarowany, byłem przekonany, że wygrałem więcej rund niż on".
Menedżer Holyfielda - Ken Sanders już rozmawiał z obozem Wałujewa na temat rewanżu. Wstępnie ustalono, że do niego dojdzie w przyszłym roku.