- Przylatujesz do Polski z ochroną, bo się boisz?
Tomasz Adamek (śmiech): - Nie, potrafię się sam obronić, co nieraz udowodniłem w ringu. Ale mój menedżer Ziggy Rozalski, z którym przylatuję do Polski, uważa, że nad teamem Adamka powinien czuwać policyjny detektyw, snajper. To była decyzja Ziggy'ego. Tym razem leci z nami nasz bardzo dobry znajomy Robert Piwowarczyk. Na co dzień detektyw policji w Irvington w New Jersey, jest też bardzo dobrym kierowcą i wyborowym strzelcem, a do tego wielkim fanem boksu.
Patrz też: Witalij Kliczko nie obawa się presji ze strony polskich kibiców
- Cieszysz się z tego przyjazdu?
- Tak, bo stęskniłem się już za krajem, będzie miło zobaczyć rodzinę i przyjaciół.
- Szykuje się jakaś huczna impreza?
- Tak, będzie góralska biesiada w restauracji koło rodzinnych Gilowic. Zaprosiliśmy na nią 80 osób. Będzie góralskie jadło, muzyka i śpiew.
- Będziesz pił wódkę?
- (śmiech) Na pewno wzniosę toast, bo jak się nie napiję, to ludzie będą mówić, że ta Ameryka zupełnie mnie zmieniła.
- A nie zmieniła? Mógłbyś wrócić do Gilowic na stałe?
- Kiedy pytam swoich dzieci, czy chciałaby wrócić do Polski, odpowiadają, że tak, ale tylko na trochę. Ze mną chyba jest tak samo. Nie zapominam, skąd pochodzę, zawsze tu chętnie wracam i robi mi się ciepło na sercu, kiedy myślę o Polsce, ale przyzwyczaiłem się do życia w Stanach. Kiedy wracam do Gilowic, uderza mnie, że jest tu tak pusto, jakby to była wymarła wieś. W New Jersey panuje ciągły ruch, pełno ludzi, zawsze coś się dzieje.
- Masz tremę przed spotkaniem z Kliczką?
- Jestem trochę podekscytowany, gdyż czeka mnie najważniejsza walka w karierze, promocyjne spotkanie z Kliczką traktuję jako część przygotowań. Konferencja będzie na pewno przebiegała spokojnie, nie będę się z nim szarpał ani mu groził. Było już wielu bokserskich krzykaczy mocnych w gębie. Ja wolę pokazać klasę w ringu.