W listopadzie zeszłego roku Tyson Fury zszokował bokserski świat, gdy wygrał na punkty z Władimirem Kliczką. Brytyjski pięściarz noszony był w ojczyźnie na rękach przez prawie rok. Ostatnio jego akcje znacznie jednak podupadły. Badania antydopingowe wykazały bowiem, że wojownik zażywał kokainę, która jest wpisana na listę środków zakazanych. Po raz drugi odwołano także jego rewanż z urodzonym na Ukrainie rywalem i kibice boksu na całym świecie nie tylko byli mocno zawiedzeni, lecz także wściekli.
Kilka dni później Fury przyznał, że walczy z depresją i myśli o popełnieniu samobójstwa. Obecnie zamierza skupić się na leczeniu, a nie na sporcie. "Czuję, że jedyną uczciwą i słuszną dla dobra boksu decyzją będzie aktywizacja tytułów. Niech inni pretendenci mają możliwość walki o wakujące pasy, z których zdobycia jestem dumny i które dzierżyłem jako niepokonany mistrz świata. Zdobyłem te tytuły w ringu i wierzę, że powinienem je stracić albo obronić w ringu, ale nie jestem w stanie obecnie stanąć do pojedynku. Decyzja była dla mnie trudna. Życzę przyszłym pretendentom wszystkiego najlepszego a sam stanę do innej wielkiej walki mojego życia, którą wiem, że, podobnie jak starcie z Kliczką, zwyciężę" - napisał Brytyjczyk w oświadczeniu.