"Super Express": - Ostatnią walkę stoczyłeś w lutym 2005 roku, ale oficjalnie karierę zakończyłeś ponad trzy miesiące później. Tak trudno było podjąć tę decyzję?
Dariusz Michalczewski: - Nie, tak się po prostu złożyło. Ja już przed starciem z Fabricem Tiozzo wiedziałem, że to będzie koniec. Moja ostatnia walka, w której byłem w naprawdę w bardzo dobrej formie, to była rewanżowa batalia z Richardem Hallem. Potem wygrałem jeszcze spektakularnie z Derrickiem Harmonem, ale już wtedy nie byłem sobą. Byłem mocno wyeksploatowany.
- Czułeś, że nie jesteś sobą, ale jednak zdecydowałeś się na pojedynek z Julio Cesarem Gonzalezem, a potem z Tiozzo. Dlaczego?
- Kasa. Gaże były zdecydowanie większe niż za inne walki. Z Gonzalezem zostałem oszukany przez sędziów, a potem to już chciałem stoczyć ten jubileuszowy, 50. pojedynek.
- Nie korciło cię, by jeszcze raz wyjść na ring, wygrać z kimś słabszym i zakończyć karierę ze zwycięstwem w rekordzie?
- Nie, to nie mój styl. Brałem tych, których mi dawali, a z promotorem kłóciłem się tylko o pieniądze. Chyba, że rywal był słaby, albo nie miałby czasu na odpowiednie przygotowanie, wtedy takich przeciwników nie chciałem. Zawsze byłem prawdziwym sportowcem z krwi i kości i liczyły się tylko wielkie wyzwania.
- A były w późniejszych latach propozycje, byś jednak wrócił na ring?
- Taka najpoważniejsza była jedna. W 2007 r. przyjechał do mnie Graciano Rocchigiani ("Tygrys" wygrał z nim dwa razy, red.) i powiedział: "Stary, daj zarobić, zrobimy pokazówkę, 10 rund". Odpowiedziałem, że ok, ale za 2,5 mln euro, plus oddzielnie 150 tys. euro za każdy miesiąc przygotowań. Ludzie, którzy byli z nim, zgodzili się, ale po czterech miesiącach przelewy zostały przychodzić i tak to się skończyło. Potem Graciano strasznie ubolewał, że ja zarobiłem chociaż te 600 tys. euro, a on nic nie dostał. Mieli z niego niezłą bekę.
- Najpoważniejsza propozycja była jedna, a inne?
- Potem to ja rzuciłem zaporową cenę, że mogę się bić, ale za 10 mln euro. Niektóre propozycje były nawet blisko tej kwoty, najwyższa chyba 8 mln euro, ale mówiłem: "Dziesięć i ani centa mniej!". Ja zawsze byłem twardy - czy to w ringu, czy w negocjacjach.
- Zarobiłeś w ringu mnóstwo pieniędzy, jesteś niezależny finansowo. Masz bardzo fajne mieszkanie w Gdańsku blisko morza, ale kiedyś mi wspomniałeś, że gdybyś był sam, to spokojnie mógłbyś żyć w kawalerce, że niewiele jest ci potrzebne do szczęścia.
- To prawda. Aktualne mieszkanie to zasługa mojej żony Basi, to ona sobie tak to wszystko wymyśliła. Basia jest moją wspólniczką, znamy się 20 lat i jest to nasza wspólna kasa. Nie ma co ukrywać - to ona rządzi w domu. Pod wieloma względami Basia mnie wykastrowała (śmiech). Ja jestem głową, ale szyją jest Basia.
- To na koniec powiedz mi, kto jest najlepszym polskim zawodowym pięściarzem w historii?
- Odpowiedź jest oczywista - ja. Przecież ja sam więcej razy broniłem tytułu mistrza świata, niż pozostali nasi czempioni razem wzięci. Nie ma się na co obrażać, takie są fakty.