A jeżeli wynik walki jest (prawie) pewny, to pojedynek nie powinien wzbudzać wielkiego zainteresowania. Tymczasem starcie „Money” Mayweathera z irlandzkim debiutantem budzi gigantyczne zainteresowanie. Organizatorzy spodziewają się, że może zostać pobity rekord wykupionych transmisji PPV należący do Mayweathera i Pacquiao (4 miliony 400 tysięcy) oraz kilka innych rekordów, między innymi wpływów z biletów oraz zarobków głównych bohaterów.
Walka Floyda Mayweathera z Mannym Pacquiao była nie tylko wielkim wydarzeniem sportowym, ale też maszynką do produkcji pieniędzy
(Fot. East News)
Mayweather, który ma problemy z urzędem skarbowym (zalega mu podatki, chociaż sam bokser temu zaprzecza) robi wielki skok na kasę, wystawił prawie wszystko na sprzedaż. Nawet miejsce na tyłku jego spodenek (wycenił je na 3 miliony dolarów). Reklama na pasie jest tańsza (2 mln), a już na nogawkach spodenek z przodu „tanio jak barszcz” - tylko 1,5 mln. Sam jestem ciekaw czy to się sprzeda. Money Floyd liczy, że tak i pochwalił się że za 3,1 miliona dolarów już sprzedana została firmie bukmacherskiej reklama w jego narożniku (nad głową, gdy będzie siedział w przerwie pomiędzy rundami).
Sława i pieniądze. Do nikogo nie pasują one tak jak do Floyda Mayweathera
(Fot. Facebook)
Mayweather szacuje, że z samych reklam skasuje za tę walkę 25 milionów dolarów, a łącznie jego zarobki mogą dojść nawet do 240 milionów dolarów (McGregora około 100 mln). Gdyby to się sprawdziło Money Floyd jako pierwszy sportowiec w dziejach zbliży się do… miliarda dolarów zarobków. Już cztery razy był według Forbesa najlepiej zarabiającym sportowcem świata (w latach 2012, 2013, 2014 i 2015) i wygląda na to, że zostanie sportowym krezusem po raz piąty – w 2017 roku.
Pytanie tylko co dostaną w zamian ci którzy finansują tę finansową Bonanzę, czyli kibice wykupujący bilety, transmisję PPV i wstęp na zamknięte relacje telewizyjne. Czy produkt najwyższej jakości (jak chociażby ostatnia walka Joshuy z Władimirem Kliczko) czy nędze widowisko, podobne do starcia wspaniałego boksera Muhammada Alego ze sławnym zawodowym zapaśnikiem Antonio Inokim? Oni zmierzyli się w 1976 roku w tokijskiej Budokan Arenie i to też miało być wielkie widowisko, a zakończyło się skandalem. Inoki przez 14 rund leżał na plecach i próbował kopać Alego, który chodził wokół niego krzycząc „Coward Inoki” (tchórzu Inoki), chociaż sam też nie chciał ryzykować i pierwszy cios zadał dopiero w 7 starciu.
Gdy ogłoszono remis na ring poleciały butelki i kubki, kibice krzyczeli „Money back” (oddajcie pieniądze). Czy podobnie będzie w sobotę w T-Mobile Arenie w Las Vegas? Nie można tego wykluczyć. Ale mam nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie. Mam komentować tę walkę z Łukaszem „Jurasem” Jurkowskim i Grzegorzem Proksą. Obyśmy się cieszyli wielkim widowiskiem dwóch wojowników, a nie kompromitacją szmalcowników.
Czeka nas sportowy hit czy pary obu fighterom starczy tylko na konferencje prasowe?
(Fot. East News)
I tego Wam też życzę. Oby to był hit, a nie mięki kit.
Andrzej Kostyra