"Super Express": - Findley to twój najtrudniejszy rywal w karierze?
Maciej Sulęcki: - Co prawda, z ostatnich 5 walk wygrał tylko jedną, ale spodziewam się trudnego pojedynku, bo ci, z którymi przegrywał to naprawdę solidni pięściarze. Na papierze najtrudniejszym moim rywalem był Grzegorz Proksa, ale w ringu z nim miałem łatwą przeprawę.
- Czego spodziewasz się po Findleyu?
- To niebezpieczny kurdupel (śmiech). Jest niewygodny, silny i potrafi potężnie przyłożyć lewym sierpowym. Ma 31 lat, a to najlepszy wiek dla boksera, poza tym ciężko go przewrócić. Jednak mierzę wysoko i takich rywali muszę pokonywać.
- Amerykanin ma pseudonim "Superman". Spodziewasz się, że w ringu pokaże jakieś supermoce?
- Skoro on jest supermanem, to ja w ringu będę spidermanem! Na pewno nie wyjdzie tylko po wypłatę i spodziewam się 10. rund, ale jak tylko nadarzy się okazja, będę chciał zmusić go do poddania.
- Findley w 2008 roku pokonał Andrzeja Fonfarę przez t.k.o. w 2. rundzie. Będziesz chciał go pomścić?
- Pewnie! Niech nie myśli, że z Polakami będzie miał łatwo. Chcę wygrać przed czasem.
- Jeszcze nie boksowałeś na tak dużej gali. Nie obawiasz się tremy?
- Czuję tremę, ale taką pozytywną, napędzającą do działania. W hali będzie mnóstwo Polaków i to dla nich chcę wygrać. Myślę też o osobach, które zasiądą w pierwszych rzędach – to naprawdę grube ryby w tym sporcie i jeśli zwyciężę w dobrym stylu, wkrótce będę walczył z naprawdę dobrymi rywalami za solidną kasę.
- Po wyjeździe do USA twoje wymagania finansowe znacząco wzrosły?
- Zarobki mam wyższe, choć jakiejś przepaści, w porównaniu z Polską nie ma. Wszystko zależy od tego z kim mam walczyć i ile mam czasu na przygotowania. Jeśli w grę wchodzą solidni zawodnicy to stawka musiałaby wzrosnąć trzy lub czterokrotnie w porównaniu z tym, ile dostałem za walkę z Proksą (30 tys. zł – przyp. red.). Już teraz, jeśli wygram z Findleyem te stawki wzrosną.
- Jak układa ci się współpraca z trenerem Chico Rivasem?
- Uczy mnie wielu nowych rzeczy, zwraca uwagę na aspekty, o których wcześniej w ogóle nie myślałem. Najlepsze jest jednak to, że nie chce mnie na siłę zmieniać, a jego celem jest wydobycie ze mnie tego, co najlepsze. To bardzo podobna szkoła trenerska do tej, którą prezentował Andrzej Gmitruk.
- Jak spędziłeś święta i sylwestra?
- Na sali treningowej. Wigilię i nowy rok rozpocząłem od 8-kilometrowego biegu. Następnie miałem dwa treningi i tak w kółko. Tutaj mam swoisty dzień świstaka, bo każda doba wygląda bardzo podobnie. Ale nie narzekam, bo przyjechałem tu do roboty, a nie na wakacje. Jak wrócę do Polski to odbiję sobie święta i sylwestra z nawiązką (śmiech).
- Artur Szpilka wygra z Deontayem Wilderem?
- Bardzo mu tego życzę. Wilder jest większy i silniejszy, ale Szpilka ma przewagę szybkości. Jeśli zaboksuje tak, jak z Tomaszem Adamkiem to może wygrać.