- Jak się czujesz przed walką? Ostatnie miesiące nie były dla ciebie łatwe...
Krzysztof Włodarczyk: - Czuję się idealnie, znakomicie. Poważnie. Jestem tak naładowany energią, że nie mogę się już doczekać walki.
- Co wiesz o swoim rywalu poza tym, że kiedyś znokautował w pierwszej rundzie Roya Jonesa Juniora?
- Widziałem kilka jego pojedynków. Zawsze walczy podobnie: idzie do przodu, boksuje, zamiast chować się za podwójną gardą. I to mi się podoba, taki styl mi odpowiada. I gwarantuje, że będzie widowiskowa walka.
- Lepsza niż twój poprzedni pojedynek, z Palaciosem, po którym część kibiców cię wygwizdała?
- Na sto procent. Nie będzie takiej wpadki, jak wtedy. W Bydgoszczy walczyłem zbyt asekuracyjnie, na wstecznym biegu. To się nie powtórzy, obiecuję. Teraz pokażę kibicom prawdziwego "Diablo", ostrego, agresywnego i skutecznego. Rzucę się na Greena jak wściekłe zwierzę i będę dążył do efektownego zwycięstwa.
- Jak chcesz tego dokonać?
- Trener do znudzenia mi powtarza, że muszę znów zacząć używać mojej lewej ręki. I będę to robił, bez względu na wszystko. To wystarczy.
- Nie boisz się, że twój pas mistrza świata zostanie w Australii?
- Zostanie... dopóki go nie wezmę i nie wsiądę do samolotu do Polski. Nie ma takiej opcji, żebym przegrał i dał sobie odebrać pas. Mam w tej walce dużo do stracenia, ale jeszcze więcej do zyskania. Chcę odzyskać część kibiców, których zawiodły moje wcześniejsze walki. Jeśli w dobrym stylu wygram z Greenem, zrobię milowy krok do przodu.
- A jeśli przegrasz?
- Poproszę następne pytanie...
- Jesteś młodszy, masz więcej zwycięstw, przewagę warunków fizycznych i doświadczenia. Green jest jednak lepszym... tancerzem. W "Tańcu z gwiazdami" dotarł aż do finału, a ty odpadłeś w 7. odcinku...
- Brawa dla niego. Tak z nim zatańczę w ringu, że po walce będzie mógł się już na dobre skupić na tańcu!