Zbiera kasę na mandaty

2009-10-23 5:30

Z Warszawy do Wisły jest prawie 400 kilometrów. Andrzej Gołota miał do dyspozycji samochód z kierowcą, jednak sam prowadził całą drogę. - Uwielbiam kierować, choć sporo mnie to kosztuje - zdradza bokser.

Gołota od dawna nie miał okazji jeździć po Polsce. Teraz, kiedy przejechał pół kraju, nie może się nadziwić.

- Co to za cholerne skrzynki wiszą na drzewach?! Ile radarów można zmieścić na kilometrze trasy? To jakieś jaja są - denerwuje się. - Do Wisły jechaliśmy chyba z osiem godzin! Co chwila po hamulcach, ograniczenie do siedemdziesięciu, do czterdziestu. Dobrze, że nie każą co jakiś czas wysiadać i pchać samochodu!

Bokserowi udało się przejechać całą trasę bez ani jednego mandatu. W Stanach Zjednoczonych nie ma jednak tyle szczęścia.

- Co chwila płacę - przyznaje. - W tym roku co najmniej 2500 dolarów. Ale już mnie nauczyli... Kiedyś można było normalnie przejechać na żółtym świetle. Kiedy się zapalało, człowiek naciskał gaz i już. Ale teraz właśnie za żółte zapłaciłem kilka razy, w sumie pewnie z tysiąc dolców. No i jak widzę, że kończy się zielone, grzecznie hamuję... Ale nazbierałem w międzyczasie tyle mandatów, że chyba pójdzie na to cała kasa za walkę z Adamkiem - dodaje ze śmiechem.

Po USA Gołota jeździ eleganckim lexusem. Bokser jednak nawet nie wie, jaki silnik i ile mocy ma jego samochód.

- Wiem, że jest srebrny - uśmiecha się. - Wiem też, gdzie jest kierownica, pedał gazu i gdzie się leje paliwo. Po co mam wiedzieć więcej? Ostatnio i tak najważniejsze to wiedzieć, gdzie jest hamulec...

Najnowsze