Gołota od dawna nie miał okazji jeździć po Polsce. Teraz, kiedy przejechał pół kraju, nie może się nadziwić.
- Co to za cholerne skrzynki wiszą na drzewach?! Ile radarów można zmieścić na kilometrze trasy? To jakieś jaja są - denerwuje się. - Do Wisły jechaliśmy chyba z osiem godzin! Co chwila po hamulcach, ograniczenie do siedemdziesięciu, do czterdziestu. Dobrze, że nie każą co jakiś czas wysiadać i pchać samochodu!
Bokserowi udało się przejechać całą trasę bez ani jednego mandatu. W Stanach Zjednoczonych nie ma jednak tyle szczęścia.
- Co chwila płacę - przyznaje. - W tym roku co najmniej 2500 dolarów. Ale już mnie nauczyli... Kiedyś można było normalnie przejechać na żółtym świetle. Kiedy się zapalało, człowiek naciskał gaz i już. Ale teraz właśnie za żółte zapłaciłem kilka razy, w sumie pewnie z tysiąc dolców. No i jak widzę, że kończy się zielone, grzecznie hamuję... Ale nazbierałem w międzyczasie tyle mandatów, że chyba pójdzie na to cała kasa za walkę z Adamkiem - dodaje ze śmiechem.
Po USA Gołota jeździ eleganckim lexusem. Bokser jednak nawet nie wie, jaki silnik i ile mocy ma jego samochód.
- Wiem, że jest srebrny - uśmiecha się. - Wiem też, gdzie jest kierownica, pedał gazu i gdzie się leje paliwo. Po co mam wiedzieć więcej? Ostatnio i tak najważniejsze to wiedzieć, gdzie jest hamulec...