Gąsiewski skazywany był na pożarcie, ale to on jako pierwszy ruszył do ataku. W stójce prezentował się bardzo dobrze, a rywala co chwilę trafiał kopniakami. Roślik co prawda sprowadził w połowie rundy Gąsiewskiego do parteru, ale o dziwo "Haribo" bez większego kłopotu zdołał wybrnąć z tej opresji i w końcówce ponownie rzucił się na przeciwnika.
Druga runda zaczęła się jak pierwsza od kopniaków "Haribo". "Ferrari" po kilkunastu sekundach jednak ponownie obalił Gąsiewskiego i tym razem nie wypuścił szansy z rąk. Zrobił dosiadł i zasypał rywala gradem ciosów. Sędzia nie miał innego wyjścia i przerwał pojedynek.
- Nie było między nami złej krwi. Mam nadzieję, że zaraz napijemy się razem wódeczki - powiedział Roślik po wygranej.