- Myślałem, czy od razu po piłce nie pójść w rolę trenera. Zrobiłem nawet kurs trenerski. Zobaczyłem jednak, jak mocny jest ten świat MMA. Początkowo chciałem być tylko jako zawodnik, myślałem, że wystąpię na jakiejś gali. Ale potem dostałem propozycję zostania ambasadorem, długo się zastanawiałem i zgodziłem się. Może nie mam jakiegoś nie wiadomo jakiego wizerunku, ale jako były reprezentant Polski nie chcę mieć powiązań z tym, co się wydarzyło poprzednikom - mówi Super Expressowi" Sławomir Peszko.
„Super Express”: - Niedawno skończyłeś karierę. Jak będziesz ją wspominał?
Sławomir Peszko: - Są rzeczy, których żałuję i wyrzucenie z kadry przez mistrzostwami Europy w Polsce taką jest. Natomiast ja z piłki czerpałem maksa i w każdym klubie, w którym byłem, na sto procent się poświęcałem. Plus relacje, jakie zdobyłem z ludźmi, Lukas Podolski, "Lewy", Wasyl... Na zakończenie kariery dostałem mnóstwo SMS-ów, telefonów, to było bardzo miłe.
- Nie obawiasz się wyzwisk i obrzucania błotem na konferencjach prasowych? To we freakach jest na porządku dziennym.
- Jeżeli ja będę miał z kimś walczyć, to z szacunkiem do niego. Chcę, żeby to był też sportowiec, ale z innej dziedziny. Nie chciałbym natomiast fightera, który walczy od 10 lat, to by było bez sensu.
- Jest miejsce dla piłkarzy w świecie MMA?
- Na pewno nie dla wszystkich. Może nie dla tych kontrowersyjnych, ale dla tych, którzy mają mocną osobowość. Z piłkarzami możesz się lubić czy nie lubić, ale na końcu jest gdzieś ten szacunek. W Bundeslidze ciężko mi było z Lahmem, w Polsce z Piotrkiem Brożkiem, ale nigdy nie było gadania, że "zaraz ci się wpierdzielę", tylko po meczu przybijaliśmy piątkę.
- Ty będziesz odpowiadał w tej organizacji za wartość towarzyską?
- Nie mam tego wpisanego do kontraktu, ale sam powiedziałem: "Zostawcie wieczory dla mnie" (śmiech). Ja w pewnym momencie zacząłem prowokować, nie walczyłem z tym, że mnie kojarzono z alkoholem. Mówiłem, że po meczu ja sobie mogę iść na drinka i mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, potrafiłem ochłonąć. Na koniec 75 procent mojego życia poświęciłem zgrupowaniom, meczom i piłce. A dodatek u mnie musiał być (śmiech).