Trudno zliczyć momenty, w których Adam Małysz dawał radość polskim kibicom. Było ich zbyt wiele, żeby wskazać wszystkie z nich. Wiślanin przez lata pracował na miano legendy i dzięki sukcesom na zawsze zapisał się na kartach historii skoków narciarskich. W jego karierze nie brakowało również gorszych momentów, jak np. upadek w Salt Lake City w 2004 roku, po którym zawodnik musiał pauzować kilka tygodni. Jest to historia znana, ale jest również taka, o której mówiło się zdecydowanie mniej, a mogła zaważyć na całej karierze Małysza. Zdradził ją Apoloniusz Tajner w książce "Za punktem K".
Małysz był załamany. Kariera zawisła na włosku
We fragmencie przypomnianym przez Przegląd Sportowy Onet, były szkoleniowiec reprezentacji Polski przypomniał o historii z sezonu 2000/01 i zwycięstwie Małysza w Innsbrucku. Wszystko związane było z kontrolą antydopingową. - Gdy Adam z doktorem Żołądziem wrócili po konkursie w Innsbrucku z kontroli antydopingowej, byli wściekli, a Małysz miał w dodatku łzy w oczach. "Panowie, co się dzieje?" – spytałem. Okazało się, że Adam przed turniejem był przeziębiony i poszedł w Wiśle do miejscowego lekarza, który dał mu jakieś tabletki. Brał je codziennie, nawet w dniu wygranej w Innsbrucku - opowiedział były prezes PZN.
Tajner zdradził, że Małysz nie podejrzewał, że w leku (chodziło o Aspargin) mogą być zakazane substancje, ale lekarze byli poważnie zaniepokojeni. - Małysz siedział w pokoju i płakał. Na parkingu, późnym wieczorem, przed wyjazdem na kolejny konkurs – to samo. Był zrozpaczony - przypomniał Tajner. Nie trudno sobie wyobrazić, że przy pozytywnym wyniku kontroli, kariera Małysza potoczyłaby się zupełnie inaczej. Ostatecznie okazało się, że lek jest czysty od zakazanych substancji i wszystkim spadł kamień z serca, a na przyszłość Małysz był ostrożny w zażywaniu leków.