„Super Express”: - Jak koronawirus wpłynął na formę polskich skoczków?
Adam Małysz: - Epidemia nie przysłużyła się, ale jest wielu, którym nie zaszkodziła. Po sezonie trenowali w domu, nadzorowani przez trenerów. Byłem na kilku zgrupowaniach kadry. Zauważyłem, że Dawid Kubacki, Kamil Stoch i Piotr Żyła nie stracili nic ze swoich umiejętności. Wyróżnia się Dawid, który cały czas skacze dobrze. Duży postęp widać u młodych skoczków w kadrze. Bardzo jestem zadowolony z połączenia kadr A i B w jedną.
- Przyszedł głód skakania?
- Raczej głód rywalizacji, bo skoków treningowych wykonują dużo. Każdy chce rywalizować, to najlepszy sprawdzian formy. Nowy trener Austriaków Andreas Widhoelzl prosił specjalnie swój związek o zgodę na wyjazd do Wisły. Świat nie zawali się bez rywalizacji, ale to ona podtrzymuje formę zawodnika i jego morale. I pokazuje, co trzeba poprawić.
- Czuje pan niebezpieczeństwo takiej imprezy w trakcie epidemii?
- Na pewno jest ryzyko. Ale musimy wracać do normalności. Podczas Grand Prix w Wiśle widzów jest niespełna tysiąc i są oni wyraźnie oddzieleni od ekip.
- Pan sam nie odczuwa żadnych następstw przebytego zakażenia wirusem?
- Nie ucierpiałem z tego powodu. W trakcie choroby miałem bóle pleców, czułem się słabszy, straciłem na krótko węch i smak. Ale nie odczuwam już żadnych dolegliwości.
Adam Małysz uspokaja kibiców. "Epidemia nie zaszkodziła skoczkom"
Ponad pięć miesięcy minęło od zimowych konkursów w skokach narciarskich. Rywalizacji na igelicie jest tyle, ile kot napłakał. Szczytem sezonu stają się jedyne zawody letniego Grand Prix - w Wiśle-Malince, na skoczni im. Adama Małysza. Właśnie z nim, dyrektorem sportowym PZN, rozmawialiśmy krótko przed imprezą letniego sezonu.