- W trakcie kariery ważyłem od 53 do 54 kilo. W trakcie rajdów doszedłem do 68 kilo. Teraz mieszczę się w przedziale 68-70 - wyjawia "Orzeł z Wisły", który ledwo wcisnął się w kombinezon skoczka, gdy kręcił filmik na skoczni w Wiśle, zapowiadając powrót do skoków narciarskich.
Jak na razie ostatnim jego startem na crossowych trasach był styczniowy Rajd Dakar (po defektach na trasie zajął w nim 58. miejsce).
- Rajdy to moja pasja i kawał poświęconego im czasu. Trudno więc, żebym powiedział "koniec" - deklaruje wiślanin "Super Expressowi". - Mam taką naturę, że kiedy pojawia się problem, to próbuję go rozwiązać albo realizować się w inny sposób. Dlatego przyjąłem funkcję w PZN. Ale czasem sobie jeżdżę treningowym chevroletem.
W dwóch ostatnich latach miał do dyspozycji samochody crossowe najwyższej klasy (buggy i mini), dzięki sponsoringowi Orlenu oraz Red Bulla.
- Pół roku zajęło mi doprowadzenie do spotkania z nowym kierownictwem Orlenu. Powiedziano mi, że widzieliby mnie chętnie, ale jako twarz firmy, za znacznie mniejsze pieniądze. Red Bull zapewniał, że dołoży się do Dakaru 2017, jeśli znajdę głównego sponsora. Budżet dla startu w Dakarze wynosi pomiędzy 600 tysiącami a milionem euro, a i to nie musi pokryć całości. Nie znalazłem sponsora. Uraziło to moją dumę. Czuję się, jak orzeł z podciętymi skrzydłami. Ale nie jestem zły na koncern. W tym bardzo drogim sporcie brak postępów oznacza brak pieniędzy. A moje auta albo się paliły, albo się psuły na trasie - narzeka.