„Super Express”: - Na ile dotkliwa jest wymuszona kwarantanna?
Adam Małysz: - Nie narzekam. Mam dużo do zrobienia w domu. No i nareszcie mogę sobie poczytać, bo książki przez rok leżały na półkach. Nie pojedziemy jednak z żoną na wakacje, bo kiedy można było pomyśleć o ich planowaniu, już panowała epidemia.
- Czy temu wyciszeniu towarzyszy zadowolenie z wyników sezonu?
- Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, że wygraliśmy siedem konkursów Pucharu Świata i dwie główne imprezy: Turniej Czterech Skoczni i Raw Air. Jest lekki niedosyt, a wynika z tego, że punktowali tylko trzej zawodnicy. Inni przechodzili kryzysy.
Przeczytaj także: Polski skoczek opowiada o domowej kwarantannie! Jest odcięty od świata
- Nie boli to, że Puchar Świata znowu wpadł w obce ręce?
- Zawsze trochę to boli. Chcielibyśmy, żeby należał do Polaka. Ale trzeba cieszyć się, że dużą niespodziankę zrobił Dawid Kubacki, wygrywając Turniej Czterech Skoczni, a zwłaszcza wytrzymując presję psychiczną. Spisał się na sto procent. W Pucharze Świata znalazł się przed Kamilem Stochem, który z kolei dowiódł, że potrafi wygrywać rok po roku. Formę miał wysoką, a zabrakło jakby kropki nad "i". Sprawdziły się zapowiedzi, że możemy mieć niejednego lidera w ekipie.
- Czy rywale nie prześcignęli nas jeżeli chodzi o sprzęt?
- Myślę, że nie. Było kilka elementów, które zauważyliśmy i szybko zareagowaliśmy. Bardziej podkreśliłbym linię formy. Niemcy zaczęli sezon słabo, a zakończyli „z przytupem”. I tu widać sztukę Horngachera.