„Orzeł z Wisły” wraz z innym działaczem PZN odbyli podróż do Finlandii samochodem i promem. Wyruszyli w poniedziałek, dotarli w środę wieczorem.
„Super Express”: - Został panu niesmak po pucharowej inauguracji?
Adam Małysz (44 l.): - Czuję się trochę rozczarowany. Nie był to udany występ, chociaż było widać chęć walki. Liczyliśmy wszyscy na więcej, bo wiedzieliśmy jak dobrze przepracowane zostało lato i jak są przygotowani nasi skoczkowie. Podczas ostatniego zgrupowania w Zakopanem skakali razem z kadrą Niemiec i Dawid Kubacki, Kamil Stoch czy Kuba Wolny fruwali równo z Eisenbichlerem czy Geigerem, który jest teraz liderem Pucharu Świata. Ale póki co jestem spokojny. Szczyt formy na przyjść na główną imprezę – igrzyska olimpijskie. Ale czy przyjedzie – tego nigdy nie wiadomo.
- Czy były jakieś zmiany w przygotowaniach do sezonu?
- System opracowany przez doktora Haralda Parnitscha od kilku lat jest skuteczny. Zmiany są kosmetyczne, aby uniknąć znużenia. Na przykład w tym roku w ćwiczeniu przeskakiwania przez płotki – raz wysoki, raz niski.
31/03/2021 Adam Małysz po zakończonym sezonie skoków: - Żyła dusił się w cieniu Stocha
- Potrafi pan wyobrazić sobie Polaków na podium w Ruce?
- Oczywiście. Po pierwsze dlatego, że wiara czyni cuda (śmiech). A po drugie dlatego, że dobrze wiem, na co chłopaków stać. Potwierdza to wygrana Kamila w kwalifikacji w Niżnym Tagile. Miejmy nadzieję, że warunki w Ruce będą sprawiedliwe i że wygrają najlepsi.
- Rukatunturi to jednak niezbyt przyjazny obiekt…
- Puchar przechodzi z bardzo loteryjnej skoczni w Niżnym Tagile na loteryjną w Ruce. Prawie zawsze tutaj wieje. Sam mam wspomnienia pozytywne i negatywne (zajął trzykrotnie drugie miejsce - red.). Wylatując z progu często trafia się na taki przeciąg, że nie da się odlecieć. Ale bywały tu konkursy w spokojnych warunkach.