Adam Małysz zmienił się nie do poznania. Wszystko przez funkcję prezesa PZN
Małysz stał w swoim życiu przed wieloma wyzwaniami. Wystarczy przypomnieć, że tuż po zakończeniu kariery skoczka przesiadł się do samochodu i startował m.in. w słynnym Rajdzie Dakar. Sport od zawsze był w jego krwi i trudno było sobie wyobrazić, że po kilku latach na sportowej emeryturze 39-krotny zwycięzca przesiądzie się do biura. Już w 2016 r. związał się z Polskim Związkiem Narciarskim i został dyrektorem kadry w skokach narciarskich oraz kombinacji norweskiej. Ta funkcja była dla niego idealna, gdyż często towarzyszył sportowcom na zawodach i nie musiał spędzać wiele czasu w gabinecie. Jednak był to też początek jego kariery działacza, która szybko została zwieńczona najważniejszą pozycją w PZN. A rola prezesa wymagała od Małysza sporej zmiany.
Ogromna przemiana Adama Małysza. Jako prezes musiał to zrobić
Czterokrotny mistrz świata i medalista olimpijski wahał się przed startem w wyborach, ale ostatecznie postanowił zastąpić wieloletniego prezesa - Apoloniusza Tajnera. Był jedynym kandydatem w wyborach i delegaci nie mieli wątpliwości, że jest słusznym wyborem. Objęcie fotelu prezesa PZN wymagało od niego sporej metamorfozy. Jako sportowiec Małysz był przyzwyczajony do sportowego stroju, a w roli dyrektora nikt nie wymagał od niego formalnego ubioru na co dzień. To zmieniło się wraz z awansem w hierarchii związku, o czym opowiedział sam prezes w rozmowie z WP SportoweFakty.
- Sekretarz się śmieje, że zawsze chodziłem w t-shirtach, a teraz zakładam koszule. Ale to dobrze, trzeba mieć jakieś przyzwyczajenia. Całe życie w dresach zrobiło swoje. Mimo wszystko lubię czasem założyć garnitur. Myślałem, że będzie to dla mnie większy problem - wyznał Małysz. Dodał też, że nie zakłada garnituru aż tak często, ale faktycznie chodzi teraz głównie w koszuli. Dla wielu kibiców jest to niecodzienny widok, do którego należy przyzwyczaić się na co najmniej cztery najbliższe lata.