Norweżka wspięła się na wierzchołek Manaslu (8163 m) w towarzystwie sześciu przewodników wysokogórskich (z plemienia Szerpów). Nie w uznawanym za ambitny stylu alpejskim, lecz ze wspomaganiem tlenu z butli. Co więcej – przewodników oraz sprzęt do obozów na zboczu góry przewiózł śmigłowiec.
Do tej pory zdobywanie himalajskich szczytów odbywało się tylko mocą mięśni. Tym razem użyto śmigłowca, dzięki czemu Szerpowie mogli przygotować Norweżce (i sobie) trasę szybkiego zejścia z wierzchołka po jego osiągnięciu. A jej łatwiej było zaryzykować wspinaczkę na jeszcze jeden himalajski ośmiotysięcznik w czasie silnych wiatrów monsunowych. A i tak nie uniknęła po zejściu wizyty w szpitalu w Katmandu, spowodowanej infekcją i odwodnieniem.
Ułatwienia we wspinaczce mają nie tylko aspekt etyczny. Powodują też problem materialny. W bardzo ubogim kraju, jakim jest Nepal, pomoc wspinaczom z bogatego świata to podstawa utrzymania dla Szerpów. Mają też aspekt zdrowotny. Dostarczenie ludzi środkami powietrznymi na znaczną wysokość ignoruje potrzebę wysokogórskiej aklimatyzacji, a tę należy zdobywać stopniowo przemieszczając się coraz wyżej i wyżej. Inaczej zetknięcie z rozrzedzonym powietrzem na wysokości staje się jeszcze bardziej niebezpieczne.
Kristin Harila zdobyła od końca kwietnia br. kolejno dziewięć szczytów w Himalajach: Shisha Pangmę, Cho Oyu, Makalu, Kangczendzongę, Everest, Lhotse, Dhaulagiri, Annapurnę i Manaslu. Do kompletu pozostała himalajska Nanga Parbat oraz cztery góry w Karakorum: „góra śmierci” czyli K2, Broad Peak, Gasherbum I i Gasherbrum II. Na Nangę Parbat i pozostałe szczyty wspinać się można z terytorium Pakistanu.