"Wiewiór" czuł zawód po sobotnim konkursie i dziwnie się zachowywał. Po pierwszej serii był siódmy, skończył jedenasty. Już dwa tygodnie temu w Ruce potrafił "odpalić", notując 5. miejsce w kwalifikacjach. Dzień później nie awansował do 2. serii. Choć Żyłę znamy jako "śmieszka", to startem sezonu jest mocno przejęty. Zdenerwowany skoczek, nie potrafił dogadać się z dziennikarzami po sobotnich zawodach.
– Dobra, widzę, że się dzisiaj nie dogadamy – powiedział reporter Eurosportu, po tym jak zasypał Żyłę serią pytań, na które nie potrafił uzyskać odpowiedzi. Po pytaniu o krótki skok Żyła milczał niczym Robert Lewandowski po przegranym meczu z Włochami 0:2 przed trzema laty. – Coś poszło do przodu, tak że jakiś tam plusik jest – stwierdził po dłuższym milczeniu.
Gdy szkoleniowcem polskich skoczków był Stefan Horngacher – Żyła potrafił regularnie ignorować dziennikarzy, przechodząc obok nich bez westchnięcia. Oby mistrz świata nie nawiązywał już nigdy do tamtych czasów i pokazał mistrzowskie skoki, którymi zachwycał w poprzednim sezonie.
W niedzielę Żyła po obu seriach był 22. Za nim na 28. miejscu Dawid Kubacki, który nie krył złości po niedzielnych skokach. W Klingenthal poza zasięgiem wszystkich był Karl Geiger. Dobra informacja dla polskich skoczków jest taka, że teraz Puchar Świata zawita do ich ulubionego Engelbergu...