Sport jest tradycją w jego rodzinie. Ojciec grał w piłkę nożną. Trzej starsi bracia uprawiali narciarstwo alpejskie. Janek nie był gorszy od nich, szusował ostro już w piątym roku życia. I wcale nie myślał o skakaniu na nartach.
- Widziałem tatę oglądającego w salonie starty Małysza czy Stocha, ale dla mnie idolami byli alpejczycy Marcel Hirschner czy Ted Ligetty - wspomina chłopak z Beskidów. - Nawet nie myślałem o skokach. Przyszła jednak chwila, gdy jeden z braci powiedział mi, że nie nadaję się do zjazdów, bo stale jestem chudy. Więc zacząłem skakać mając 11 czy 12 lat. I nie było wcale łatwo na nartach skokowych, bez krawędzi. Nawet stania na takich deskach musiałem dopiero się uczyć.
Mieszka w Zarzeczu nad Jeziorem Żywieckim. Skakać uczył się na odległych o kilkanaście kilometrów skoczniach K19 i K30 w Bystrej. Ojciec woził go na treningi, a bracia często nosili narty na górę rozbiegu, bo wyciągu tam nie ma.
- Szybko złapałem bakcyla - przyznaje Janek. - I już po roku treningu zwyciężyłem w nieoficjalnych mistrzostwach świata dzieci na igelicie w Ruhpoldingu. Zapatrzyłem się też w tamtym czasie w Domena Prevca, który prezentował agresywny styl lotu i odnosił sukcesy w młodym wieku.
Obecnie młody Habdas nie ma konkretnego idola.
- Kibicuję wszystkim polskim reprezentantom i od każdego czerpię inspirację - deklaruje. - Od Kamila Stocha można się uczyć stylu lotu i lądowania. A od Piotra Żyły mocy odbicia. Chciałbym jednak w przyszłości skakać jak… Habdas i pozostać sobą.
Nie dane mu było jeszcze wystąpić w Pucharze Świata. Jest szansa, by tak się stało za dziesięć dni, w Niżnym Tagile, u progu sezonu olimpijskiego.
- Marzeniem każdego skoczka jest wystąpić w igrzyskach olimpijskich i pokazać się w nich z najlepszej strony. Pekin chyba jeszcze nie dla mnie. Chociaż kto wie? Co będzie, to będzie. A chciałbym być kiedyś jednym z najlepszych na świecie - nie kryje skoczek Klimczoka Bystra.