Rok wcześniej w mistrzostwach Świata juniorów w slalomie równoległym był piąty. Był jedynym polskim snowboardzistą w Pucharze Świata. I wtedy... – Byłem blisko śmierci. Wywaliłem na czołówkę z autobusem – mówi nam Oskar Kwiatkowski, który ze spokojem w głosie wspomina wszystkie trudny drogi po mistrzostwo świata. Prowadzony przez niego samochód marki wpadł w poślizg, zjechał na przeciwległy pas jezdni i wbił się w autokar. Był 2016 rok. Media rozpisywały się o doszczętnie zniszczonym aucie. – Na szczęście jakoś zdrowie nie ucierpiało. Było jednak o tym głośno – dodaje.
Wcześniej nie był taką nadzieją polskiego snowboardu. W 2009 roku Kwiatkowski nie przeszedł testów fizycznych do szkoły sportowej. Trener Michał Sitarz nie mógł go przyjąć, bo przyjmował tylu, ilu zmieścił do busa. A busa miał na siedem osób. Fart Kwiatkowskiego polegał na tym, że dwóch uczniów coś przeskrobało i zostało wyrzuconych. Sitarz przypomniał sobie o Kwiatkowskim, gdy zza szyby auta zobaczył jak ten... przemierza rowerem Zakopiankę. Jest rok 2023. Kwiatkowski jest mistrzem świata w slalomie gigancie równoległym i należy do światowej czołówki w snowboardzie. Dziś rozpoczyna nowy sezon w Carezzie i deklaruje walkę o Kryształową Kulę. – Chciałbym zaatakować dużą KK. W zeszłym roku mała była w zasięgu za "generalkę". Zakończyłem sezon na 3. miejscu w slalomie gigancie równoległym. Teraz idę po dużą, taktykę w głowie na to mam. Ważne, by nie mieć żadnych chwil słabości – deklaruje.
ZOBACZ: Kilka dni przed Wigilią u Małysza wybuchła spora awantura. Wystarczyła do tego iskra
Od kilku lat może skupić się już tylko na snowboardzie, wcześniej sport łączył z dyskoteką. Nie balował, lecz pilnował. Stał na bramce. – Nie była to taka mordownia, że trzeba było wynosić kogoś. Bardziej hotelowa dyskoteka. Wynosiło się tych, którzy przesadzili... Bardziej trzeba było pomóc wyjść (śmiech). Rozrób nie było. Dobrze wspominam te czasy, gdy sobie dorabiałem tamte czasy. Było tak, że czasem po 4.00 wracałem do domu, a o 8.00 musiałem iść na trening. Teraz, jak mam 27 lat, nie wyborażam sobie czegoś takiego. Potrzebuję więcej snu niż parę lat temu. Nie ma szans, by iść na bramkę do roboty na nockę i potem na trening – wyznał. Gale MMA z udziałem freakfighterów go na razie nie kręcą. – Możliwość zarobku by mnie nie pociągnęła. Tylu ludzi w to idzie, że dla mnie to zrobiło się pospolite. Idą ludzie popularni, by dać sobie zlać twarz. Jestem przekorny i nie chcę wszędzie, gdzie wszyscy. Mówią mi, że zawsze robię na odwrót. Może jak bym skończył karierę, to wtedy. Pudzian skończył ze strongmenami i poszedł się bić. To pasowało, zszedł z masy. Jak skończę ze snowboardem to mogę podjąć rękawice. Na razie jestem w tym zielony. Nawet pół roku przygotowań, by mi teraz nie pomogło. Może jakbym był tak popularny jak Piotrek Żyła, to był spróbował. Będę miał 36 lat, jak on, to może mi się coś zmieni – wytłumaczył.
Pod koniec poprzedniego sezonu w Rogli miał problemy uczuleniowe. To m.in. przeszkodziło mu walczyć o małą Kryształową Kulę. Zaprzepaścił ją w ostatnim starcie, gdzie odpadł już w kwalifikacjach. – Robiłem testy uczuleniowe i wyszło, że mam problemy. Przegrałem z kurzem itd. Miałem Katar, zatoki mnie zamęczyły – tłumaczy. Dziś ma być inaczej. W czwartek o 13.15 rusza nowy sezon. Carezza będzie pierwszym przystankiem najlepszych snowboardzistów świata. Dwa dni później rywalizacja przeniesie się do Cortiny d'Ampezzo. Transmisje w Eurosporcie i Eurosport Extra w Playerze.