- Lubię Otepää, tu jest jak w domu, to niesamowite miejsce. Jestem w dobrej formie, bo trochę odpoczęłam po Tour de Ski. Czuję się coraz lepiej - mówiła Justyna przed startami w Estonii. Tu wygrywała poprzednio trzykrotnie, ale nigdy nie była nawet na podium w sprincie.
Finisz jak na igrzyskach
Tymczasem w sobotnim wyścigu na 1,2 km stylem klasycznym Kowalczyk znowu nikomu nie dała szans. Długi finisz w finale sprintu z walczącą jak lwica Bjoergen przypominał kapitalną zwycięską końcówkę biegu olimpijskiego na 30 km w Vancouver. I tym razem silna jak tur Justyna nie pozwoliła się dogonić.
- Zobaczymy, kto jest mocniejszy na 10 km - zapowiadała rozczarowana Marit po sobotniej porażce.
Norweżka przekonała się bardzo szybko, że Kowalczyk jest dla niej po prostu za silna. - Rzeczywiście, jest dziś w lepszej formie ode mnie - przyznała Bjoergen na mecie, na której straciła do biegaczki z Kasiny ponad 20 sekund. Trzecia była rodaczka Marit, Therese Johaug, ale też znacznie gorsza od Kowalczyk, bo aż o 40,5 sekundy. To tym bardziej imponujące prowadzenie, jeśli weźmie się pod uwagę, że po 2,5 km Polka traciła do Johaug 9,8, a do Bjoergen 5,6 sekundy.
Powietrze pasuje Kowalczyk
- Taka była taktyka, nie chciałam ruszyć za szybko - tłumaczyła potem Justyna. - Czułam się bardzo dobrze od początku, kiedy miało być wolniej, a narty jechały znakomicie, szczególnie na zjazdach - podkreśliła Polka, która odniosła już piąte zwycięstwo w historii pucharowych startów w Otepää.
- Pierwszy raz był sześć lat temu - przypomniała. - Trasa jest bardzo trudna, ale znam ją z letnich treningów. Chyba powietrze jest tu jakieś inne i bardzo mi pasuje - skwitowała Polka.