Justyna Kowalczyk przez lata przynosiła Polaków wiele radości swoimi startami w biegach narciarskich. „Królowa Nart” sięgała po najważniejsze trofea w tej dyscyplinie – wygrywała Kryształowe Kule za zajęcie pierwszego miejsca w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, zdobywała medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, czy triumfowała w prestiżowym Tour de Ski. Ogromne sukcesy przysporzyły jej masę wiernych fanów, którzy wciąż śledzą losy jej losy, mimo że Justyna Kowalczyk zakończyła już swoją karierę. Teraz, chcąc wykorzystać swoją popularność w dobrej sprawie, 38-letnia sportsmenka udzieliła wywiadu, w którym opowiedziała o swoich problemach kardiologicznych sprzed lat, chcąc tym samym przestrzec innych, by nie lekceważyli swojego zdrowia.
Nowa praca Justyny Kowalczyk?! Kończy z biegami narciarskimi, czas na coś zupełnie nowego
W rozmowie z Mediaplanet Justyna Kowalczyk wyjawiła, że w wieku 11 lat wykryto u niej arytmię serca. - Potrzebowałam pozwolenia na start w zawodach i wiązało się to z rutynowymi badaniami kontrolnymi. Lekarza zaniepokoił nierówny rytm i szmer. Miałam wtedy zaledwie 11 lat. Po serii badań stwierdzono, że nie jest to nic poważnego i z tego wyrosnę – ujawniła Justyna Kowalczyk. Tak się jednak nie stało.
Ten ból Justyna Kowalczyk pamięta do dziś! Cierpieniem okupiła niezwykły sukces. Więcej szczegółów w galerii poniżej:
- Problem ponownie pojawił się, gdy miałam 16 lat i trafiłam do kadry narodowej w biegach narciarskich. Arytmie stawały się coraz częstsze – mówi dalej Kowalczyk w wywiadzie opublikowanym na portalu byczdrowym.info. Okazuje się jednak, że jej problemy nie były związane z treningami.
- Nie były one jednak związane z wysiłkiem fizycznym (wykonałam dziesiątki prób wysiłkowych pod okiem najlepszych kardiologów w naszym kraju i każdy z nich stwierdził, że im większy wysiłek tym lepiej pracuje moje serce). Arytmia była efektem stresu pozasportowego. Mówiąc wprost: gdy ktoś mnie mocno zasmucił bądź zdenerwował, wtedy mogłam się spodziewać epizodu – tłumaczy Justyna Kowalczyk.
Choć była biegaczka narciarska zastrzega, że arytmia nie miała żadnego wpływu na jej wyniki sportowe, to ostatecznie po jednej z groźnych sytuacji musiała dokonać wyboru. - W 2006 roku na Igrzyskach Olimpijskich w Turynie w trakcie biegu na 10 km straciłam przytomność. Przyczyna do dziś nie jest znana, jednak mój lekarz uparł się, że na powrót do sportu zgodzi się dopiero wtedy, gdy zrobię porządek z arytmią – mówi 38-latka w rozmowie z Mediaplanet.
Legenda skoków uwolniła się od ŚMIERTELNEJ choroby! Stoczył wycieńczającą walkę
Ostatecznie Justyna Kowalczyk przeszła zabieg ablacji, czyli usunięcia z powierzchni serca miejsc powstawania nieprawidłowych impulsów do skurczu. Okazuje się, że pierwsze miesiące po operacji były dla sportsmenki prawdziwą katorgą, a problemy sprawiało jej nawet wchodzenie po schodach.
- Najgorszy był początek. Z godziny na godzinę z najbardziej wydolnej kobiety w Polsce stałam się osobą, którą męczyło wyjście po trzech schodach – zdradziła Justyna Kowalczyk. Na szczęście obyło się bez innych skutków ubocznych, a po pięciu miesiącach sportsmenka wróciła do pełnych obciążeń.
W rozmowie na portalu byczdrowym.info Justyna Kowalczyk zaapelowała także do innych osób, aby zadbali o swoje zdrowie i nie lekceważyli problemów z sercem. - Najważniejsze to, aby słuchać lekarzy! (…) Jest tak wiele schorzeń kardiologicznych, że mi laikowi dawanie uniwersalnych rad, nie przystoi. Mogę za to poradzić osobom jeszcze zdrowym, jak w kłopoty się nie wpędzić! Regularny, umiarkowany wysiłek fizyczny i zdrowa dieta powinny nas uchronić przed częstymi wizytami u kardiologa. Pamiętajmy, że wysiłek fizyczny to nie tylko dbanie o sylwetkę, ale doskonały bufor stresu! (…) Musimy walczyć o świadomość społeczeństwa, przecież chcemy żyć długo i szczęśliwie – podkreśla na koniec Justyna Kowalczyk.