"Super Express": - To chyba specjalne uczucie móc po raz trzeci z rzędu trzymać w ręku Kryształową Kulę?
Justyna Kowalczyk: - Mówią, że jestem wytrzymała i odporna psychicznie, to ma olbrzymi wpływ na moje wyniki. Do tego świetna ekipa, to chyba najważ-niejsze. Mam świetnych serwis-menów i jeszcze lepszego trenera. Nie wykorzystać tego to byłby wielki błąd.
- Niedzielny, ostatni bieg w sezonie na 10 km był "etapem przyjaźni". Praktycznie nic się nie mogło zmienić w klasyfikacji. Trudno się biega z taką świadomością?
- Biegłam przez pięć kilometrów, potem sobie właściwie odpuściłam, to widać po 18. czasie. To był bieg trochę dla zabawy.
Patrz też: Witalij Kliczko i Odlanier Solis: Wielka klapa zamiast wielkiej walki
- W listopadzie zapowiedzieliście z trenerem Wierietielnym, że walczycie o trzecią Kryształową Kulę. Nie rzucacie słów na wiatr...
- Kulę "wymyśliłam" na pierwszym obozie. To miał być cel, który każe mi codziennie rano wstawać do roboty. Zapatrzyłam się na tę Kulę... I udało się.
- Co teraz? Pani nie może tak po prostu leżeć do góry brzuchem.
- Uwielbiam ruch, dla mnie to naturalna rzecz. To jest też moja praca, ponoszę za nią odpowiedzialność. Wystartuję jeszcze w mistrzostwach Polski w Jakuszycach, potem regeneracja organizmu.
- Pojedzie pani na Kamczatkę się leczyć. Jak będzie wyglądała kuracja?
- Tak jak w sanatorium z chorobami reumatologicznymi. Otrzymam tam odpowiedni zestaw ćwiczeń, żeby uporać się z moimi bólami.
- Trener mówi, że wszystko panią boli.
- Dokuczają mi piszczele, przez ostatni miesiąc są bardzo przemęczone, reagują wrażliwie. Ale dlaczego miałoby być inaczej, skoro tyle miesięcy ciężko pracują i dobrze startują. Każda część ciała ma prawo wysiąść.