Nie chodziło o wynik, chociaż Justyna zaimponowała nawet startującym równolegle mężczyznom. Gdyby nie zepsuty podczas jazdy na dwóch kółkach pedał roweru, byłaby w stanie powalczyć o najlepszy czas całej imprezy.
Ostatecznie szybciej pokonał trasę tylko reprezentant gospodarzy, Andrew Pohl, i to właśnie on wygrał zimowy triatlon rozegrany w nowozelandzkim kurorcie Snow Farm. Pohl osiągnął czas 1:39,29, a Kowalczyk - 1:45,23.
Po zwykłym biegu Polka była pierwsza, kłopoty z rowerem zepchnęły ją na drugą pozycję wśród pań, ale wielka moc biegu narciarskiego pozwoliła odrobić straty. Druga zawodniczka na mecie - Irlandka Williams, była o ponad 16 minut gorsza.
Przeczytaj koniecznie: Ludovic Obraniak: Stworzymy z Irkiem Jeleniem superduet - WYWIAD
Nasza mistrzyni po raz pierwszy startowała w nietypowej konkurencji, ale widać, że ma olbrzymi potencjał. W końcu na co dzień nie tylko trenuje na nartach i rolkach, ale też bardzo często wsiada na rower i biega.
- To bardzo wymagający sport - skomentowała Kowalczyk. - Skupiłam się na biegu narciarskim, chciałam powalczyć z męską konkurencją. Bawiłam się znakomicie, możliwe, że jeszcze kiedyś ponownie spróbuję. Warunki treningu podczas pobytu w Snow Farm były rewelacyjne - dodała Justyna, która najbliż-sze dni spędzi w Polsce, a w przyszłym tygodniu będzie już trenować w hiszpańskich górach Sierra Nevada.