Tuż przed wyjazdem na kolejny obóz narciarski mistrzyni olimpijska z Soczi z powodzeniem zaatakowała jedną z najbardziej charakterystycznych gór Tatr. Wyzwanie było tym trudniejsze, że Justyna w tym roku przeszła zabieg artroskopii prawego kolana i w wysokich górach nie była od jesieni. Poza tym wejście na Mnicha drogą dla zawodowców wiąże się z pokonaniem pionowej ściany. Tu już nie ma żartów.
Justyna Kowalczyk: Wystartuję w barwach Norwegii! Chichot losu, prawda?
Kowalczyk towarzyszył więc doświadczony przewodnik, tak jak podczas innych co trudniejszych wypraw tatrzańskich, jakie odbyła w poprzednich latach, między innymi na Gerlach (2655 m) - najwyższy szczyt Tatr. Jak sama przyznała, bała się tej wyprawy niesamowicie.
A jednak udało się! Mnich, którego wschodnia ściana ciągnie się na ćwierć kilometra, został zdobyty w dobrym tempie. "Pięknie dzisiaj było na Mnichu" - skwitowała Kowalczyk na swoim profilu internetowym, pokazując przy okazji liczne zdjęcia ze wspinaczki i z samego wierzchołka.
Nasza biegaczka często trenuje w górach w towarzystwie treningowego partnera Macieja Kreczmera. Przeszli wspólnie całe Tatry w stylu i tempie nieosiągalnym dla zwykłych amatorów górskich wspinaczek. Kowalczyk zaliczyła już w ten sposób m.in. Czerwone Wierchy, Zawrat i Karb. Wspinaczka wysokogórska jest jedną z największych pasji Justyny.
Gdy kiedyś wspięła się na drugą co do wysokości górę w Tatrach - Łomnicę (2634 m) na Słowacji, nie ukrywała: - Poczułam dzisiaj to, co wiele lat temu, zakładając biegówki. Przez Durny Szczyt na Łomnicę. To są góry!