Kamil Stoch

i

Autor: ALEX MARCINOWSKI / SUPER EXPRESS Kamil Stoch

Uffff...

Kamil Stoch cudem uciekł spod topora. Był gotowy na najgorsze, już raz to przeżył

2024-02-02 18:45

Kamil Stoch przed rokiem przeżył w Willingen prawdziwy dramat i było blisko, aby ponownie musiał się z tym zmierzyć. Trzykrotny mistrz olimpijski cudem przebrnął piątkowe kwalifikacje do sobotniego konkursu, zajmując 49. miejsce po słabym skoku na 112 m. Po wylądowaniu Stoch był pewien, że to za mało, czego zupełnie nie ukrywał.

Kamil Stoch wrócił do Willingen po dwunastu miesiącach. Rok temu wyjeżdżał z Niemiec wściekły po tym, jak przepadł w kwalifikacjach do drugiego konkursu. Wówczas skoczył 100,5 m i zajął 51. miejsce. Po solidnym występie w konkursie drużynowym mistrzostw świata w lotach narciarskich nic nie zapowiadało, by miał w Willingen podobne problemy, tym bardziej że trenerzy przekonywali, iż trzykrotny mistrz olimpijski ma za sobą udane treningi w Zakopanem. Pierwsze dwa skoki na Muehlenkopfschanze w piątkowych seriach treningowych również nie budziły takiego niepokoju, jednak w kwalifikacjach niemal wszystko się zawaliło. Już na progu zrobiliśmy wielkie oczy, gdy zobaczyliśmy prędkość Stocha - 85,5 km/h. To aż o 0,6 km/h wolniej od drugiego najwolniejszego zawodnika kwalifikacji - Vladimira Zografskiego. Zdecydowana większość skoczków uzyskiwała prędkość w granicach 87 km/h. W przełożeniu wyszło tak, jakby Polak skakał z kilku belek niżej, co odbiło się na jego wyniku - 112 m. Po wylądowaniu wszyscy zadrżeli, bo nie było pewności, czy to wystarczy do awansu. Stoch przyznał w rozmowie z Eurosportem, że był pewien, że odpadnie, ale na szczęście się pomylił.

QUIZ: Rozpoznasz tych skoczków? Tylko najwięksi kibice sobie poradzą!

Pytanie 1 z 20
Zacznijmy od czegoś prostego. Skoczek na zdjęciu to...
Kamil Stoch

Kamil Stoch uciekł spod topora w Willingen. Był już pogodzony z porażką

Stoch zajął przedostatnie miejsce dające awans do sobotniego konkursu, wyprzedzając zresztą w TOP 50 tylko wspomnianego Zografskiego. Kacper Merk z Eurosportu nie mógł zacząć rozmowy z 37-latkiem inaczej, niż od pytania o myśli po wylądowaniu i czy zadrżało mu serce. - Nawet nie zadrżało, tylko byłem pewien, że już mam wolne jutro. Ale cieszę się, że jestem w konkursie - przyznał Stoch. - Nie, to generalnie ja zawiniłem. Trochę zabrakło dobrego balansu na rozbiegu, zwłaszcza przed progiem, i wszystko było do przodu - wyjaśnił zapytany o przyczyny, nie zwalając na warunki.

Nie przywiozłem dużo optymizmu. Przyjechałem normalnie, jak na każde inne zawody. Trudno stwierdzić, czy treningi były dobre, skoro skakałem sam, bez porównania z innymi. Tutaj jest trochę niższy rozbieg, konkurencja większa, i te skoki już nie wyglądają tak dobrze - powiedział 39-krotny zwycięzca zawodów PŚ. Dziennikarz starał się szukać pozytywów przed sobotą w postaci dość udanego pierwszego treningu, ale skoczek się z nim nie zgodził. - Nie mogę powiedzieć, że mogę się oprzeć na skoku treningowym. Wiadomo, jak w treningach bywa. Niektórzy skaczą kiepsko, inni skaczą dobrze. Niektórzy mają szczęście, inni nie mają. Nawet nie ma co przytaczać treningów. Przykład jest nawet Johanssona, który skakał na treningach na sam dół. Przyszły kwalifikacje, dostał „kosę” z tyłu i, no, sory - odpowiedział Stoch.

Najnowsze