Kacper Tekieli zmarł w lawinie podczas środowej wyprawy na Jungfrau. Alpinista i mąż Justyny Kowalczyk-Tekieli zdobył kolejny alpejski czterotysięcznik, ale podczas zejścia doszło do tragedii. Przedłużający się powrót męża i urwany z nim kontakt sprawił, że dwukrotna mistrzyni olimpijska w biegach narciarskich zaalarmowała służby, a w akcję ratunkową włączyli się nawet polscy himalaiści - Andrzej Bargiel i Janusz Gołąb. Niestety, w czwartek nad ranem odnaleziono lawinisko, w którym znajdowało się ciało Tekielego. Wiadomość o tragicznej śmierci 38-latka błyskawicznie obiegła Polskę, a także zagraniczne media. W Norwegii głos zabrała m.in. Marit Bjoergen, która przez lata rywalizowała z Kowalczyk na narciarskich trasach.
Menedżerka Justyny Kowalczyk zabrała głos ws. śmierci jej męża
"Bardzo smutna wiadomość do odebrania. Justynie i jej rodzinie składam najszczersze kondolencje w żalu i stracie" - przekazała Norweżka na łamach tamtejszego dziennika "Dagbladet". Dziennikarze norweskiej gazety postanowili skontaktować się też z obozem Kowalczyk. Ich starania przyniosły skutek w postaci krótkiej rozmowy z menedżerką 40-letniej Polki. Małgorzata Ziemba krótko przekazała oficjalne stanowisko ws. tragedii w Alpach.
- Niestety, to prawda. Nie wydamy teraz żadnego oświadczenia w sprawie śmierci - powiedziała menedżerka Kowalczyk. Była biegaczka wyszła za mąż za Tekielego we wrześniu 2020 roku. Niemal równo rok później na świat przyszedł ich syn, Hugo. Kowalczyk wraz z niespełna dwulatkiem udała się w Alpy z ukochanym, który chciał spełnić tam ambitną misję. Celem Tekielego było zdobycie wszystkich 82 alpejskich czterotysięczników.