"Super Express": - Nie pomogły pokerowe zagrywki trenera Jacka Płachty, który dwukrotnie wycofywał z lodu bramkarza. W końcu Węgrzy dobili was, strzelając do pustej bramki.
Marcin Kolusz: - W takich sytuacjach zawsze jest ryzyko, że rywal może przechwycić krążek i skontrować. Niestety, tak było tym razem. Uważam, że końcówka spotkania wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby sędziowie odgwizdali faul za zahaczanie Arona Chmielewskiego. Byłaby kara dwóch minut dla Węgra i gralibyśmy - bez bramkarza - sześciu na czterech w polu. Gwizdka jednak nie było. Cóż, sędzia też człowiek. Ma prawo się pomylić. Szkoda, że tym razem błąd arbitrów kosztował nas tak dużo.
- Nie brak głosów, że awans przegraliście w pierwszym meczu z Włochami (1:2).
- Rzeczywiście, tych punktów na koniec nam zabrakło. Jestem pewien, że gdybyśmy grali z Włochami drugi czy trzeci mecz turnieju, tobyśmy ich spokojnie pokonali. Na początek turnieju zjadła nas jednak presja. Za bardzo chcieliśmy zacząć mistrzostwa od zwycięstwa, pokazać się kibicom w Krakowie. Zabrakło nam chłodnej głowy. Nie udało nam się awansować, ale i tak jestem dumny z chłopaków.
Zobacz: Hokejowe MŚ w Krakowie. Przemysław Odrobny NIE WINI sędziów: Nie wypaczyli awansu [ROZMOWA SE.TV]