W drugim treningu skoczył tylko 113,5 metra, co dało mu dopiero 54. miejsce. Ale czy "Wiewiór" drżał o awans do niedzielnego konkursu indywidualnego. Raczej nie. Miał za to świadomość, że kiepskie próby (choć w kwalifikacjach 129 metrów nie było złe) zabiorą mu szansę na skoki w sobotę. Thomas Thurnbichler pominął Żyłę przy ustalaniu składu na konkurs drużynowy.
Wiślanin w poprzednich latach potrafił popsuć skok na Wielkiej Krokwi. Doskonale wie, co go najbardziej trapi w Zakopanem. - Doszedłem do tego, że nie cierpię tej belki. Już się poumawiałem tutaj z reporterami z telewizji, że o 2.00 w nocy idziemy tą belkę do lasu wyrzucić i będzie po problemie. Może drugiej nie mają - żartował.
ZOBACZ: Piotr Żyła musi przełknąć gorzką pigułkę. Thurnbichler podjął ostateczną decyzję
— Można zwalać na belkę. Na pewno na niej też da się dobrze skoczyć, tylko potrzebuję złapać czucie. Siedzę i mam mocno nogi z przodu. I jak ruszam z belki to później "w palcach" i nie umiem z tego nic zrobić. Ale pewnie też można czucie złapać, ale... nie wiem, dlaczego ją zawsze tylko na Puchar Świata zakładają. Faktycznie kiedyś przyjdę w nocy i ją wyrzucę. Może naprawdę nie mają zapasowej — dodał Żyła, który uważa, że jednak ten problem kosztuje go wiele podczas skoku. Gdy zapytaliśmy, ile procent skoku traci, odpowiedział: — Trudno ocenić, nie jesteś w stanie tego zrobić. Ta belka to mój wniosek, że zawsze jest to samo i zawsze mam z tym problem. Nie wiem, ile tracę... Jak się nie składa od początku skok, to nie jesteś w stanie nic zrobić. Nie ma pchania, nie ma nic. Jest tylko hamowanie...
Już w poprzednim sezonie Halvor Egner Granerud, pewnie idący wtedy po Kryształową Kulę, mówił nam, że bardzo męczy się na Wielkiej Krokwi. Jak się okazuje, Norweg też wiele problemów upatrywał w belce. — O to idziemy z Halvorem razem o drugiej w nocy (śmiech). Nie wiem, czy ktoś jeszcze jej nie lubi. Każdy ma inny sprzęt i w tym wszystkim inaczej funkcjonuje - wkładki, buty itd. Każdy się inaczej czuje, a ja się czuję źle. Kwestia też przyzwyczajenia. Pierwszy i drugi treningowy skoczyłem i pomyślałem: aha, no jest ta belka. I tak co roku. Tak samo jest w Bischofshofen. Przychodzisz tam, wiesz jak jest i wyjdzie jak zawsze. Ale nie ma co gadać i się żalić tylko skakać — wytłumaczył "Mustaf".