"Super Express": - Twój wizerunek wesołka to medialna kreacja czy prawdziwy ty?
Piotr Żyła: - Cały ja. Cieszę się z życia. Z tych dobrych chwil, ale też z tych gorszych. Z nich też się trzeba cieszyć, żeby potem były lepsze (he, he, he). Poznałem trochę życie, a w szczególności skoki narciarskie i wiem, że tu z dnia na dzień można zacząć odnosić sukcesy, ale też spadać.
- Twoim znakiem firmowym stał się śmiech, to słynne "he, he, he" w trakcie wywiadów.
- W pewnym sensie bierze się to ze zdenerwowania. Bo na mnie stres i adrenalina działają w sposób rozweselający. Lubię się pośmiać z niektórych rzeczy. Jak skok mi fajnie wyjdzie, to się z tego cieszę i wtedy lubię się pośmiać. Wiem też, że jak się skok nie uda, to nie pasuje się cieszyć. A mnie właśnie wtedy najbardziej chce się śmiać. Z samego siebie, że tak źle skoczyłem (he, he, he). Wszystko mnie bawi. Ostatnio miałem drobny wypadek, wjechałem sąsiadowi w płot. Nie jechałem jakoś strasznie szybko, ale na drodze była lodowica i tak mnie rzuciło, że wylądowałem na ogrodzeniu. Na szczęście nic nikomu się nie stało. Każdy by się stresował, przejmował, a ja się z tego śmiałem.
- Sąsiad chyba był mniej zadowolony.
- Co ty, też się śmiał! Zaprosił mnie nawet na kawę (he, he, he).
- Jakim człowiekiem jesteś w domu? Umiesz gotować?
- Lubię coś porobić. Na przykład pokosić trawę, sadzić drzewka czy przyciąć krzewy. Jestem pracusiem, ale w wolnych chwilach również leniem. Gotować umiem. Jestem takim człowiekiem, że jak mi się coś uwidzi, to mogę to w kółko jeść. Na przykład teraz na śniadanie jem jajecznicę i mi się to nie znudzi przez miesiąc, dwa. Z kolei jak żony nie ma w domu, to robię polędwicę z papryką. Kiedyś jak miałem fazę na sałatkę, to jadłem ją codziennie przez dwa lata. Z tymi samymi składnikami!
- A bywasz nerwowy?
- Każdy człowiek może się zdenerwować. A jak jest przemęczony i głodny to już w ogóle (he, he, he). Ale staram się panować nad emocjami i raczej nie zdarzyło mi się wybuchnąć. A jeśli już były jakieś nerwowe chwile, to chodziłem sobie do lasku i spędzałem czas w samotności. Grzybków nie jadłem, ale jakby były, to pewnie bym spróbował (he, he, he).