Liczyliśmy najbardziej na Kamila Stocha (30 l.), ewentualnie Macieja Kota (26 l.). Nikt nie spodziewał się, że pierwszy polski medal na tych mistrzostwach zdobędzie Żyła. Również po pierwszej serii (był szósty) nie zanosiło się na to, że może wskoczyć na podium.
A jednak! W drugiej serii „Wiewiór” odpalił rakietę, skacząc aż 131 metrów. Nikt nie poleciał tak daleko. Zdołali go wyprzedzić tylko późniejszy mistrz Stefan Kraft i wicemistrz Andreas Wellinger. Żyła nie wierzył w to, co się stało. Na dekoracji rozpłakał się ze szczęścia, a podczas wywiadów był nieobecny, zszokowany.
- Jak wyglądały te obie serie? Nie pamiętam (śmiech). Skoncentrowałem się na tym, co mam do zrobienia i w sumie chyba się to udało. Okazuje się że umiem skakać – powiedział Żyła.
Co ciekawe, przed tym konkursem trener Stefan Horngacher zasugerował Piotrkowi, by zmienił buty na nowe (stare były już zniszczone). To ryzykowny ruch, ale w tym przypadku okazał się strzałem w dziesiątkę. - Piotrek wygrał dzięki jego sile i dynamice. Ma moc w nogach, jego skoki to były petarda. Miał szansę nawet żeby wygrać. To pokazuje, jak on potrafi skoncentrować się w samym konkursie. Wcześniej tego nie miał. Ten drugi skok był rakietowy. Nigdy nie było mowy, żeby zastąpić Żyłę w tym konkursie Jankiem Ziobrą. Stefan Horngacher się wkurzył, jak któryś dziennikarz zadał mu to pytanie. Teraz mamy konkurs drużynowy i będziemy walczyć – powiedział dyrektor kadry Adam Małysz.
Sukces Żyły dał trochę radości Stochowi (był siódmy) i Kotowi (szósty), którzy znów muszą obejść się bez podium. Kolejna szansa medalowa już w sobotę w konkursie drużynowym. Polska będzie głównym kandydatem do złota.