Czeszka w ogóle nie była brana pod uwagę w medalowych rozważaniach. Faworytkami pierwszej konkurencji szybkościowej pań podczas igrzysk olimpijskich były m.in. Lara Gut, Anna Veith, czy amerykańska supergwiazda, Lindsey Vonn. Do startu Ester Ledeckiej wszystko toczyło się zgodnie z przewidywaniami ekspertów.
Prowadziła Austriaczka Veith, przed reprezentantką Liechtensteinu Tiną Weirather. Czeszka startowała z numerem 26. W narciarstwie alpejskim rzadko kiedy zawodnicy z tak odległych pozycji startowych potrafią wskoczyć na podium. Ledeckiej to się jednak udało i wyprzedziła Veith o... 0,01 sekundy. Była to jedna z największych niespodzianek w całej historii zimowych igrzysk olimpijskich.
Złota medalistka w supergigancie jeździ ponadto na snowboardzie, gdzie również ma szanse na sukces. Historia Ledeckiej jest o tyle bardziej niesamowita, że mistrzyni olimpijska jechała po złoto na... używanych nartach. - Przez ostatnie półtora roku Ester czasami jeździła na używanych nartach Mikaeli Shiffrin. Testy, które przeprowadziliśmy tuż przed zawodami wykazały, że teraz są także najszybsze. Właśnie dlatego zdecydowaliśmy, że pojedzie na nich również w Pjongczangu - zdradził czeski trener, Tomas Bank.
Zobacz również: Pjongczang 2018: Piotr Żyła z niecodzienną propozycją dla prezydenta! Tak chce uhonorować Stocha [ZDJĘCIE]