Niemal przez cały wyścig polscy kibice mogli liczyć na wielką niespodziankę jaką byłby medal dla polskich biathlonistek. Biało-czerwone spisywały się świetnie. Na pierwszych zmianach Monika Hojnisz i Magdalena Gwizdoń cały czas trzymały się w czołówce stawki. Strzelanie nie było łatwe, bowiem w Pjongczangu ponownie dał o sobie znać wiatr, a ponadto zaczął sypać śnieg.
Po trzeciej zmianie były pierwsze. Krystyna Guzik, mimo karnej rundy, pokazała się świetnie w biegu i przewodziła stawce. Wszystko spoczęło na barkach Weroniki Nowakowskiej, o której było ostatnio bardzo głośno w mediach. Niestety, Polka w dwóch strzelaniach zanotowała pięć nietrafionych strzałów, co spowodowało, że biało-czerwone wylądowały ostatecznie na siódmym miejscu.
Nowakowska po zakończeniu rywalizacji nie ukrywała, że na strzelnicy mogła spisać się lepiej. - Zdecydowanie nie spisałam się na strzelnicy tak jak należy. Wybroniłam się przed rundami karnymi, ale to było stanowczo za mało, żeby utrzymać to wspaniałe miejsce, które wypracowały dziewczyny - powiedziała w wywiadzie dla portalu onet.pl.
Zawodniczka zdaje sobie sprawę, że kibice będą obarczać ją za zmarnowaną szansę. - Oczywiście zawsze największa odpowiedzialność ciąży na tym, kto kończy sztafetę. Musiałam ją dźwigać i zrobiłam to tak jak potrafiłam. Na pewno nie jestem zadowolona. Wiem, że odpowiedzialność za ten wynik spadnie teraz na mnie. Będę musiała za to zapłacić - zakończyła Nowakowska.
Zobacz również: Pjongczang 2018: Polki były blisko medalu. Emocje w biathlonowej sztafecie pań