Polski skoczek otrzymał okrutny cios. Trudno się pozbierać po czymś takim
Jan Habdas już parę lat temu został dostrzeżony przez nieco szerszą publiczność. Jak wielu przed nim, tak i w nim kibice upatrują następców Kamila Stocha, Dawida Kubackiego czy Piotra Żyły. Najlepszy jak dotąd sezon dla to 2022/23 – niespełna 20-letni wówczas skoczek zakończył go z 48 punktami w Pucharze Świata, najwyżej plasując się na 11. pozycji w Lahti. Niestety, później Habdas nie zdołał już przebić się do składu reprezentacji i póki co nie zdobył kolejnych punktów w najważniejszych cyklu w skokach narciarskich. Obecnie Jan Habdas nie skacze na miarę swoich możliwości, ale też musi mierzyć się w ostatnim czasie z niezwykle ciężką sytuacją – 1 stycznia zmarła jego mama, która wcześniej chorowała.
Wielkie problemy polskich skoczków przed mistrzostwami świata! Zaginął ich sprzęt
W rozmowie z portalem WP SportoweFakty Jan Habdas wyznał, że wciąż bardzo trudno mu dojść do siebie po utracie najbliższej osoby. – 10 dni po śmierci mamy wystartowałem w mistrzostwach Polski, na których kompletnie mi nie poszło. Tak mocno byłem przybity po tych zawodach, że ciężko sobie to wyobrazić. Trochę się już przyzwyczaiłem do tego, choć nie ukrywam, że gdzieś tam w głowie mam różne sytuacje związane z mamą. Często podczas dnia jedna rzecz o niej przypomina i serce znów mi pęka. Ostatnio byłem w Austrii, przejeżdżałem przez Włochy i przypomniało mi się, jak rozmawialiśmy z rodzicami o wyjeździe na narty do tego kraju – przyznaje młody skoczek.
Niezwykle przejmujące są też jego słowa na temat przyszłości. – Staram się robić to, co zwykle. Czuję jednak, jakbym cały czas szedł pod górę i nie widać było szczytu. Mam nadzieję, że już wszystko ułoży się na tyle, że będę mógł spokojnie startować. – dodaje. Trudny był dla niego też okres sprzed śmierci mamy, gdy ta chorowała przez kilka miesięcy. – Starałem się robić to, co do mnie należy, koncentrowałem się w stu procentach na treningach. Nigdy nie chciałbym robić wymówki z choroby mamy. Nie było mi jednak łatwiej. Kiedy się samemu zostawało w pokoju wieczorami, to wszystko uderzało dwa razy mocniej – ocenił 21-latek.