Na weekendowe konkursy w Vikersund z nadzieją czeka Kamil Stoch (24 l.). Zwycięzca dwóch niedawnych konkursów Pucharu Świata szczyci się rekordem życiowym 222,5 m, uzyskanym na mamucie w Planicy.
- Już nie mogę się doczekać, by stanąć na rozbiegu - nie kryje Kamil w rozmowie z "Super Expressem". - Fantastycznie, że ktoś wpadł na pomysł, by zbudować w Vikersund największą skocznię świata.
- Chciałbyś pewnie polecieć daleko ponad dwieście metrów?
- Nie określę odległości. Skocznia dopiero została otwarta. Każdy lot powyżej dwustu metrów przynosi wielką frajdę. To jest coś niesamowitego z powodu prędkości i sił, które na zawodnika działają w powietrzu. Każdy skoczek uwielbia loty i jest to dla nas jakby święto.
- Nie myślisz o niebezpieczeństwie dalekich skoków?
- W ostatnich latach nastąpiła spora metamorfoza skoków i upadków jest raczej mało. A jeśli już się zdarzają, to są przeważnie niegroźne. Ten sport stał się dość bezpieczny, a zawodnik doświadczony potrafi sobie poradzić. Ja sam od kilku lat skaczę na mamutach i wiem, jak to robić. Wywalczyłem nawet wysokie miejsca (8. i 10. w Planicy w 2009 r. - red.).
- W minioną sobotę na mamucie w Oberstdorfie zająłeś dopiero jedenaste miejsce, trzy dni po zwycięstwie w Klingenthal. Bolało?
- Ależ wziąłbym to jedenaste miejsce "w ciemno", gdyby zaproponowano mi to przed konkursem. Chociaż wiem, że ono nie odzwierciedla moich możliwości. W czołówce było jednak bardzo ciasno.
Przeczytaj koniecznie: Edyta Witas jest zawsze przy Robercie Kubicy
- Nie przyzwyczaiłeś się zatem do zwycięstw?
- Nikt nie powinien się do nich przyzwyczajać. Każdy, kto trenuje, cierpliwie czeka na sukces i każdy ma prawo do tego sukcesu. Byłoby nawet trochę niesprawiedliwe, gdyby ktoś stale wygrywał
- A nie poczułeś, jakbyś wszedł w nieco inny świat?
- Nie staram się chodzić z głową w chmurach i dość twardo stąpam po ziemi. Chcę nadal solidnie pracować i cieszyć się tym, co mam, w sporcie i życiu. Nie jestem jeszcze w takiej dyspozycji, by moim skokom niczego nie brakowało. Ale wydaje mi się, że jest to najwyższa forma w mojej karierze, może nawet pewien trans. A kiedy tak jest, to zawodnik nie musi myśleć, jak się zachować na starcie i wszystko mu samo wychodzi.