25-latek w stawce Pucharu Świata obecny jest już od kilku sezonów. Na swoim koncie ma sporo znaczących tytułów ze złotym medalem igrzysk olimpijskich na czele. Tande wywalczył go wraz z drużyną w Pjongczang. Jego najlepszym sezonem w Pucharze Świata był natomiast sezon 2016/2017, kiedy uzbierał 1201 punktów i zakończył go na trzecim miejscu klasyfikacji generalnej.
Początek obecnego sezonu również był obiecujący. Norweg wygrał zarówno konkurs w Wiśle, jak i w Kuusamo. Dzięki temu był liderem Pucharu Świata. W pozostałych zawodach nie było już tak dobrze. Co więcej, w Engelbergu i Oberstdorfie nie zdobył nawet punktu. Kryzys jest więc widoczny, ale Tande i tak może się cieszyć, że nadal jest czynnym zawodnikiem. A to, kilkanaście miesięcy temu, nie było takie pewne.
Wszystko przez ciężką chorobę, na jaką zapadł skoczek. U Norwega zdiagnozowano zespół Stevensa-Johnsona, który jest chorobą immunologiczno-dermatologiczną pojawiającą się w wyniku zażycia leków. Jej skutkami są zmiany w błonach śluzowych i skórze. Stan Tandego był poważny. - Kiedy się obudziłem, nie mogłem oddychać. Przez kilka sekund myślałem, że umieram - powiedział skoczek w rozmowie z "der Spiegel".
- Miałem dużą ranę na ustach i musiałem być karmiony przez rurkę - wyjawił. Lekarze początkowo mieli problemy ze znalezieniem skutecznego sposobu leczenia norweskiego zawodnika. Tande myślał nawet o zakończeniu kariery, ale jak sam przyznał, za bardzo kocha ten sport, aby zrezygnować z niego.
Polecany artykuł: