Dramat. Tak źle Polka pojechała ponoć ostatnio - jak policzyli specjaliści od biegów narciarskich - trzynaście lat temu. Czyli mniej więcej w momencie, gdy dopiero zaczynała karierę, a w naszym kraju nikt nie miał pojęcia, że między Odrą, a Sanem narodziła się kiedykolwiek narciarska gwiazda światowego formatu. Biorąc pod uwagę czas zwyciężczyni - trochę ponad 42 minuty - podobna strata to zwyczajna przepaść.
Justyna Kowalczyk w koszmarnej formie
Kowalczyk w Lillehammer nie liczyła na zwycięstwo. Sama tak twierdziła. Chciała powalczyć w klasyku - cokolwiek to znaczy - stracić niewiele i dać nadzieje fanom. Tyle że wyszło koszmarnie. Już po pierwszych 7,5 kilometrach - czyli po stylu klasycznym - Polka traciła prawie dwie minuty do Johaug. Co gorsza wcale nie jechała gorzej tylko od Norweżki. W klasyfikacji zajmowała dopiero 25. lokatę. Koszmar przyszedł dopiero w łyżwie.
Zaskakujące wyznanie Justyny Kowalczyk: Chcę być mamą, jak Marit Bjoergen
4,21,5 - to końcowa strata naszej biegaczki do najlepszej w Lillehammer Therese Johaug. Nie wiemy co się stało. Na pewno nie zawiodła forma i przygotowania. Te Justyna Kowalczyk zawsze uważa za bezbłędne. Prawdopodobnie więc znowu przyplątała się kontuzja, ewentualnie złe smarowanie, albo po prostu przytrafił się słabszy dzień.
Najlepsza w biegu łączonym okazała się Therese Johaug, która o prawie półtorej minuty zdystansowała Heidi Weng - tym razem Norweżka nie pomyliła trasy - oraz Charlotte Kallę.
Wyniki biegu łączonego na 15 km w Lillehammer:
1. Therese Johaug (Norwegia)
2. Heidi Weng (Norwegia)
3. Charlotte Kalla (Szwecja)
4. Nicole Fessel (Niemcy)
5. Maiken Falla (Norwegia)
...
32. Justyna Kowalczyk (Polska)
Wystartowało 56 zawodniczek.