"Super Express": - Czy pozwoli pan przetrwać rekordowi Polski?
Piotr Żyła: - Wiele zależy od tego, czy jury nie skróci rozbiegu. Jeśli pobiłbym rekord, byłoby fajnie. A jeśli pobije go ktoś inny z reprezentacji, to też będę się cieszył. Przecież jesteśmy drużyną.
- A pamięta pan rekordowy lot?
- Wyszedłem na skocznię, by cieszyć się skokami i z celem, który może się wydać niemądry: koncentracja na tym, by spadać z progu, spóźniać odbicie. Tak, spóźniać, bo poprzedniego dnia odbijałem się za wcześnie i ciało przelatywało do przodu. I rzeczywiście tamtego dnia zdawało mi się na progu, że spóźniam odbicie. A efekt był taki, że był rekordowy skok. Wszystkie trzy loty tego dnia miały powyżej dwustu metrów, a rekord padł w trzecim.
- Gdy Adam Małysz pokonał po raz pierwszy dwieście metrów, zapowiedział, że będzie o tym opowiadał jeszcze wnukom...
- Dzisiaj widać, że ta odległość może na wnukach już nie robić wrażenia. Nasze wnuki mogą latać nawet po trzysta metrów (śmiech).