Miarka cierpliwości zawodników do organizatorów Raw Air przebrała się we wtorek, gdy miał odbyć się konkurs PŚ w Lillehammer. Na obiekcie szalał wiatr, a Norwegowie robili wszystko, żeby zawody przeprowadzić w całości. Gdy Słoweniec Jernej Damjan szykował się do swojego skoku, pogoda jeszcze bardziej się pogorszyła. Zawodnik do próby szykował się tak długo, że zamarzł i nie był w stanie odbić się z progu. Tylko swojemu doświadczeniu zawdzięcza, że jego próba nie zakończyła się tragicznie. - Czekałem tak długo, że nogi odmówiły współpracy. Gdy dotykałem mięśni, czułem, że nie pracują - skomentował Damjan.
Ostatecznie postanowiono przerwać zawody po dwudziestu sześciu skokach. Zawodnicy odetchnęli z ulgą. Skoki co dzień mocno dają im się we znaki i liczyli na chodzić kilkanaście godzin przerwy. Wszystko wskazuje jednak na to, że decydujący o imprezie, przeprowadzą jednak dodatkowy konkurs w Vikersund. Ma się on odbyć kosztem kwalifikacji. Dyrektor Pucharu Świata Walter Hofer zamierza konsultować to z norweskimi organizatorami.
Gromy spadają także za formułę rozgrywania nowatorskiej imprezy. Jeszcze przed jej startem skoczkom nie podobało się, że do klasyfikacji generalnej wliczać się będą punkty z kwalifikacji. O ile takie rozwiązanie można jeszcze zrozumieć, o tyle brania pod uwagę osiągnięć z zawodów drużynowych nie da się po prostu obronić. W zmaganiach zespołowych zawodnicy skaczą bowiem z inaczej ustawionego rozbiegu.
Może się więc okazać, że Raw Air zniknie z kalendarza tak szybko jak się pojawił. Dla skoczków bardziej liczy się bowiem zdrowie niż pieniądze. A nagrody finansowe w Norwegii są niemałe. Za wygranie klasyfikacji generalnej przyznane zostanie aż sześćdziesiąt tysięcy euro (trzy razy więcej niż za Turniej Czterech Skoczni). Drugie miejsce będzie premiowane trzydziestoma tysiącami euro, a trzecie - dwudziestoma.