- Po analizie swoich występów uważam, że odniosłem niesamowity sukces - mówi "Super Expressowi" Stoch.
- Po pierwsze, dlatego że zająłem najwyższą lokatę w tej imprezie w mojej karierze. A po drugie, że po zupełnie nieudanym początku, po którym mało kto na mnie stawiał, poszedłem mocno w górę. A niedosyt oczywiście we mnie pozostał, ale to dobrze, że go odczuwam. Bo teraz przed nami trzy spośród najważniejszych konkursów sezonu.
Jego skoki w Turnieju Czterech Skoczni zadowoliły go tylko w części. - Udane były w 60, może 70 procentach - ocenia. - Na sto procent wyszedł tylko jeden: pierwszy w Ga-Pa, w Nowy Rok. Ten skok pokazał, na ile mnie teraz stać. A czuję teraz, że łapię wiatr w żagle i że skoki są coraz bardziej solidne i stabilniejsze.
Dominacja Austriaka Gregora Schlierenzauera, który wygrał TCS i prowadzi w klasyfikacji generalnej PŚ, nie zraża zawodnika pochodzącego ze wsi Ząb.
- Wyczyny Gregora budzą szacunek, ale ta jego ewentualna dominacja nie musi trwać do końca sezonu. To zależy zarówno od jego postawy, jak i od dyspozycji innych zawodników. Mam nadzieję, że sezon będzie bardziej zróżnicowany w obsadzie miejsc pierwszego i drugiego - dodaje Stoch.
Zwłaszcza na polskich skoczniach Kamil może liczyć na zmniejszenie dystansu do wyprzedzających go rywali. Obecnie w PŚ zajmuje 8. miejsce. Do podium brakuje mu 186 pkt.
- W Wiśle i w Zakopanem są ci sami kibice i ta sama wspaniała atmosfera. Sam jestem w takiej dyspozycji, że odpowiada mi każda skocznia. Ale przed piątkowym konkursem drużynowym w Zakopanem warto potwierdzić wysoką formę i powtórzyć sukces naszego zespołu w Turnieju Czterech Skoczni, gdzie każdy z naszych zawodników zdobył punkty Pucharu Świata - kończy Stoch.